Metoda naukowa na przykładach z pszczelnictwa
Pszczelarze-praktycy zastanawiają się, czemu wciąż nie ma leku przeciw warrozie? Sprawa tym bardziej paląca, że polskie pszczelnictwo wydało takich tytanów teorii i praktyki jak ksiądz Dzierżon w XIX w., a prof. Woyke w XX w. Skoro śp. Woyke wynalazł tak skuteczną, tanią a przyjazną przyrodzie metodę zwalczania Tropilaelaps clareae bez użycia jakichkolwiek preparatów chemicznych, to czemu nie rozprawił się z warrozą?! Wietnam i Tajlandia z importerów stały się eksporterami miodów i wosków, a co z Polską? [Woyke i Robiński 2018].
Nasze rozważania musimy zacząć od początku: od przyjęcia pewnej terminologii na użytek tego artykułu oraz od wyjaśnienia sobie, czym są nauki ścisłe (matematyczno-przyrodnicze, przyrodoznawstwo, ang. science), w tym ich aplikacyjne gałęzie jak pszczelnictwo. W polskim kręgu kulturowym problem demarkacji nauk ścisłych od pokrewnych działów wiedzy pozostaje mglisty. Nie powstało w polszczyźnie ani też nie zostało całkowicie przejęte z zewnątrz przydatne rozróżnienie na nauki przyrodnicze (ścisłe, biomedyczne) a uprawiane często na tych samych uczelniach albo instytutach sztuki piękne, nauki prawne czy technikę.
Cała nasza cywilizacja, w tym pszczelarstwo, jest tak ściśle związana z nauką, iż dla wielu z nas przymiotnik „naukowy” stał się podobnie jak „ekologiczny” szczytem postępu i znakiem najwyższej jakości. Zalecając lekarstwa, głośno podkreśla się ich naukowo dowiedzione działanie. Debaty polityczne i spory religijne przedstawia się jako dyskusje naukowe. Od co najmniej dwóch stuleci nie brak ludzi wierzących, że już wkrótce, za kilkadziesiąt, może kilkaset lat, nauka rozwiąże wszystkie problemy, z jakimi dotąd boryka się ludzkość. Mimo to znaczny odłam opinii publicznej nie ma za grosz zaufania do przyrodników jako ludzi i współobywateli ani też do nauk ścisłych jako metody objaśniania rzeczywistości. Szczególnie dotkliwie ujawnia się to na polu pszczelarstwa jako praktyki oraz pszczelnictwa jako jego naukowej podbudowy. Pół biedy, jeżeli dla wielu z nas naukowiec to ktoś inny, pogrążony we własnym świecie. Gorzej, gdy uczonych postrzega się jako darmozjadów pijących całymi dniami kawę w labach i przejadających miliony euro publicznych dotacji, zamiast opracować lek przeciw warrozie i wyselekcjonować nowe odmiany pszczół. Albo jako oszołomów chroniących motylki, komary i kwiatki kosztem człowieka i pszczoły miodnej.
Wyróżniki nauki
Tym, co wyodrębnia nauki przyrodnicze, medycynę i weterynarię wśród pozostałych form ludzkiej aktywności, jest nie tylko treść stawianych przez nie pytań i odpowiedzi, lecz również metody dochodzenia do wyników i wniosków, a potem oceny ich jakości (pewności i ścisłości). Nowocześni naukowcy-przyrodnicy, lekarze oraz weterynarze prowadzący badania podstawowe i stosowane kierują się paroma zasadami:
- testowalności (sprawdzalności, falsyfikowalności) przez empirię (obserwację i eksperyment);
- brzytwy Ockhama (ekonomii myślenia)
[Crombie 1960, Hall 1966, Weisz 1969, Dzik 2023].
Zasada testowalności oznacza (w pewnym uproszczeniu rzecz jasna!), iż wnioski wyprowadzone z surowych wyników albo z całych, już gotowych teorii naukowych nie mogą stać w sprzeczności z innymi danymi empirycznymi. Trzeba jakoś porównać owe wnioski z rzeczywistością, czyli je sprawdzić (przetestować). Hipotezy, z których nie wypływają wnioski sprawdzalne na drodze obserwacji otoczenia i kontrolowanych doświadczeń laboratoryjnych lub polowych, nie mieszczą się w granicach przyrodoznawstwa. Żeby do reszty zamącić Państwu w głowach, dodam, że samo pojęcie sprawdzalności bywa bardzo odmiennie pojmowane przez różnych metodologów czy filozofów nauk ścisłych. Jedni głoszą, że zgodność wniosków z wynikami nowych eksperymentów potwierdza prawdziwość wniosków. Inni są ostrożniejsi czy też bardziej pesymistyczni w ocenie skuteczności ludzkiego poznania. Uważają, że sprawdzian doświadczalny może w najlepszym razie wykazać błędność wniosków (niekiedy błędność całych dotychczas obowiązujących w programie nauczania praw przyrody) przez wykazanie niezgodności rozumowania z faktami. Nie zawsze pomaga to nam jednak w trafnym odgadnięciu, jak jest naprawdę? Dlaczego tak właśnie jest? Wreszcie – jak można to wykorzystać w praktyce np. do leczenia czy zarabiania pieniędzy?
Zgodnie z zasadą brzytwy Ockhama formułując wnioski, należy dążyć do maksymalnej prostoty. Preferowane będą zatem wyjaśnienia oparte o jak najmniejszą liczbę innych pojęć i założeń dodatkowych. Tradycyjnie zasada ta wiązana jest z nazwiskiem Williama Ockhama. Zgodnie z filozofią Ockhama oraz jego późniejszych naśladowców wszelką wielość traktuje się jako niekonieczną, raczej zbędną, a przynajmniej wymagająca wyjaśnienia. Ockham odradzał wprowadzanie nowych pojęć i kategorii, jeśli nie jest to absolutnie koniecznie, wymagane przez rozum, doświadczenie życiowe bądź Pismo Święte. Nowocześni przyrodnicy kierują się wynikami eksperymentów w warunkach kontrolowanych. Autorytetów mogą wcale nie uznawać, ograniczać się do Poppera [1977, 1999] i (lub) do najwyżej cytowanych autorów z ich działu [Heller i Życiński 1996, Dzik 1997, Heinzmann 1999].
Pochodzenie nauk przyrodniczych
Nauki ścisłe poczęły się w pradawnej przeszłości paleolitu, znacznie wcześniej nim zaczęto spisywać dzieje ludzkości. Ich matką była zapewne plemienna magia, a ojcem dobór naturalny. Ta sama para wydała także sztukę oraz religię. Dlatego te trzy siostry: sztuka, religia oraz nauka pozostają ze sobą ściśle powiązane, nawet jeśli ich adepci głośno temu zaprzeczają. Ich metody są odmienne, lecz cele pozostają te same: poznać i zrozumieć Wszechświat, a tym samym dostarczyć człowiekowi jak najwięcej materialnych oraz duchowych korzyści [Butterfield 1963, Hall 1966, Weisz 1969].
Wcześniej było to zadaniem magii plemiennej. Przez tysiąclecia skupiała ona w sobie całą mądrość i doświadczenie człowieka. Jak z czarnoksięstwa wyrosły nauka i religia? Przedstawimy to na przykładach! Jeszcze kilka tysięcy lat temu na całej Ziemi wierzono, że zasiane ziarna zbóż nie wzejdą bez pomocy magicznych obrzędów. Przyjmowały one dwie przeciwstawne postaci: albo rolnicy podczas siewów uprawiali surową ascezę, powstrzymując się od seksu i pewnych pokarmów, albo – odwrotnie – potęgowali swoje życie płciowe, uprawiając orgie podczas uroczystych świąt wiosny. Pierwsza postawa to przykład tzw. magii przenośnej (zaraźliwej). Zakłada, iż zdolność rozrodcza dostępna wszystkim istotom żywym jest ograniczona. Dlatego jeśli rolnik oszczędzi własną potencję rozrodczą, to znacznie więcej pozostanie jej dla gleby oraz ziaren. Druga postawa należy do tzw. magii naśladowczej. Ludzie ówcześni sądzili, że orka, siew, wreszcie kiełkowanie nasion przypominają zaloty, zapładnianie kobiety i rodzenie dzieci. Rolnik demonstrował zatem glebie, czego od niej chce, ta zaś przez naśladownictwa robiła się urodzajna i zaczynała plonować. Rozmaite plemiona praktykowały obrzędy jednego lub drugiego typu dla zabezpieczenia sobie maksymalnego urodzaju. Niekiedy jeden lud stosował oba zależnie od okoliczności. Pozostałością pierwszej postawy mogą być nasze posty, pozostałością drugiej śmigus-dyngus i majówki [Frazer 1965, Eliade 2010]. Z czasem, gdy poznawano coraz więcej czynników decydujących o plonowaniu, a niezależnych od dotychczas uprawianych guseł, pole działania magii kurczyło się na rzecz jej córek: nauki oraz religii. Nasi przodkowie dokonali wielu trafnych obserwacji. Mieli rację, sądząc, że to, co niewidzialne często decyduje o tym, co widzialne, że znając odpowiednie sposoby, można zabezpieczyć się przed siłami znacznie starszymi a potężniejszymi od Homo sapiens. Oni nazywali je bóstwami i demonami, my badamy wirusy czy grzyby [Fleck 1935, Frazer 1965, Levi-Strauss 2009, Eliade 2010].
Tak religia, jak nauki ścisłe miały we wczesnym okresie swego życia do bólu praktyczny charakter. Nauka była komentarzem do stosowanych technologii. Religia także miała „aplikacyjny” charakter. Reliktem takiej religijności było np. wykłuwanie oczu świętym na ikonach albo odwracanie obrazków do ściany, gdy się grzeszyło. Dopiero starożytnym Grekom zawdzięczamy powstanie nauk „czystych”, podstawowych [Farrington 1954, Jaroszyński 2002, Russo 2005], a dawnym Hebrajczykom (Hiob, Psalmy, Kohelet) powstanie „czystej” religii, wiary dla samej wiary, bez liczenia na powodzenie doczesne albo na lepszy los w Zaświatach. U boku praktyków-techników stanęli badacze-teoretycy tak jak w religii obok kapłanów-praktyków teologowie, a w sztuce obok artystów-twórców krytycy sztuki [Crombie 1960, Weisz 1969, Grant 2005, Quinzio 2005].
Typy przyrodników
Weisz [1969] wyróżniał trzy typy naukowców-przyrodników, charakterystycznych dla nauk XIX-XX w.:
- Filozofa (myśliciela, teoretyka);
- Technika (praktyka, mierniczego);
- Organizatora nauki (kierownika, administratora).
Filozof to człowiek głębokiej kontemplacji, przez większość ludzi, również przez techników i organizatorów nauki, uważany często za leniucha. Myśliciele zazwyczaj pozostają nieznani ogółowi, chyba że ich koncepcje okażą się niezwykle istotne jak u Newtona, Darwina, Freuda i Einsteina. Technik to pracownik laboratoryjny bądź terenowy, który zbiera próbki, a potem przy użyciu wyrafinowanej aparatury potwierdza lub obala doświadczalnie hipotezy stawiane przez filozofów. Wybitnymi technikami byli niewątpliwie Mendel i Dzierżon, w naszych zaś czasach prof. Woyke. Organizator zdobywa, a potem przydziela środki materialne oraz zezwolenia (np.: na odłów gatunków prawem chronionych, poruszanie się poza szlakami w parku narodowym, przewóz okazów przez granice państw, przetrzymywanie patogenów i pasożytów niebezpiecznych dla rolnictwa) dla filozofów oraz techników. Nierzadko popularyzuje jako pierwszy ich wyniki na konferencjach. Naukowcy z krwi i kości rzadko kiedy reprezentują czyste typy Weisza. Zwykle każdy z nich, zależnie od okoliczności, musi ubrudzić sobie ręce pracą fizyczną, zdobyć fundusze, rozliczyć je, wpisać wyniki i wnioski ze swych doświadczeń w obowiązujące hipotezy filozofów, rzadziej budować na nich własną filozofię. Każde z tych trzech podejść pozostaje konieczne. Zmuszanie teoretyków do produkcji czegoś na sprzedaż albo odwrotnie – odrywanie techników od praktyki, by wyjaśnili, jak to działa i po co to działa, dławi nauki ścisłe niczym gruźlica człowieka [Beveridge 1960, Weisz 1969, Feyerabend 1996].
Tok postępowania w nauce
Tak możliwości, jak i granice nauk ścisłych wyznacza metoda naukowa. Tam, gdzie się nie da albo nie chce jej zastosować – nie ma też mowy o nauce! Nie wystarczy samo kolekcjonowanie okazów i obserwacja! Pojedyncze składowe metody naukowej nie wykraczają zwykle poza działania przeciętnego człowieka. Dopiero ujęte razem dają nową jakość, gdzie całość jest czymś więcej niż tylko sumą części, podobnie jak organizm żywy jest czymś więcej niż tylko bryłą albo mieszaniną związków chemicznych. Na współczesną metodę naukową składają się:
- Obserwacja;
- Precyzowanie zagadnień;
- Stawianie hipotez;
- Sprawdzanie hipotez przez doświadczenia i statystykę;
- Formułowanie całych teorii na bazie sprawdzonych, uznanych za prawdziwe hipotez
[Foucault 1977, Popper 1977, 1999; Lakatos 1995, 2005; Mądry 1998, Łomnicki 2003, Heller 2017]1.
Obserwacja towarzyszy ludziom na każdym kroku, równocześnie określając domenę nauk ścisłych. Wszystko, czego nie da się obserwować, nie może być badane przez przyrodników. Obserwacje nie muszą być jednak bezpośrednie. W przeciwieństwie do pszczół, nie widzimy podczerwieni, w przeciwieństwie do ptaków nie wyczuwamy pól magnetycznych. Możemy jednak wykryć, a nawet dość precyzyjnie zmierzyć działania tych sił, posługując się odpowiednimi przyrządami. Obserwacje przydatne dla nauki muszą być powtarzalne, przynajmniej potencjalnie.Weisz [1969] uważał nawet, iż wydarzenia jednorazowe niedostępne są badaniom naukowym, z czym jednak nie zgodziłby się żaden paleontolog (skoro chociażby wymieranie permskie i kredowe były jednorazowe, Dzik [2017, 2023]). Kolejne kłopoty z obserwacją to podświadome sugerowanie się oraz inne błędy poznawcze. Większość osób ufa bezgranicznie swoim zmysłom i rozsądkowi, jednak tylko niewielu obserwuje naprawdę dobrze. Doskonale wiedzą o tym nie tylko naukowcy, lecz także zdradzani małżonkowie, policjanci i prawnicy przesłuchujący świadków albo plastycy uczący rysowania na płaszczyźnie. Ludzie dostrzegają to, co chcą dostrzec albo czego się najbardziej boją. Owszem, osoby twardo stąpające po ziemi, praktyczne też – po prostu chcą dostrzegać tylko to, co istnieje i zazwyczaj im się udaje. Poprawną obserwacją uniemożliwiają m.in. poglądy obserwatora, błędy aparatury pomiarowej, zmęczenie tudzież wyniki wcześniejszych doświadczeń [Fleck 1935, Gardner 1966, Schapin 1982].
Precyzowanie zagadnień (stawianie pytań) to drugi krok w metodzie naukowej po poczynieniu obserwacji. Zadawanie kolejnych pytań odróżnia naukowca od ludzi innych profesji. Często nie stawia się żadnych pytań po zaobserwowaniu czegoś ciekawego dla naukowca. Przez tysiące lat nikogo nie zastanowiło, że większość przedmiotów spada na ziemię, za to dym dąży ku górze, chmury i babie lato przenoszą się z wiatrem, a Księżyc unosi się gdzieś w przestworzach. Postawienie całej serii pytań (przez Arystotelesa, a potem Newtona) wymagało nie lada zdolności. Niewiele zagadnień praktycznych i teoretycznych kiedykolwiek okazało się ważniejsze od tych pytań o spadanie i unoszenie ciał [Farrington 1954, Crombie 1960, Hall 1966, Grant 2005]. Nauki matematyczno-przyrodnicze potrafią odpowiedzieć na pytania „jak?” i „co?”. Pytania „dlaczego?”, „czy to powinno być legalne?” są znacznie bardziej kłopotliwe, ale i kuszące. Stąd pokusa wielu uczonych i edukatorów, by zredukować je do pytań „jak?” i „co?”, a potem męczyć innych swoimi odpowiedziami. Odwieczne zagadki ludzkości np. „dlaczego świat w ogóle istnieje?” i „jaki sens ma niezawinione cierpienie?” wciąż należą do kategorii niesprawdzalnych, zatem spoza domeny nauki [Feyerabend 1996, Heller i Życiński 1996].
Stawianie hipotez to trzeci etap metody naukowej, jeszcze wyraźniej odróżniający naukowców od pseudonaukowców oraz laików. Większość ludzi oraz niektóre zwierzęta (szympans, pies, kruk, żako, może nawet pewne ośmiornice?) potrafią obserwować, po czym zadawać sobie pytania, na tym się jednak kończy [Godfrey-Smith 2018]. Tylko nieliczne osoby szukają trafnych i sprawdzalnych, a nie jakichkolwiek odpowiedzi podsuwanych przez instynkty i emocje. Budowanie hipotez to formułowanie przypuszczeń: jaka może brzmieć prawidłowa odpowiedź na zadane pytanie? W matematyce jedno równanie może mieć nieskończenie wiele prawidłowych, dwa, jedno albo żadnego rozwiązania. W pozostałych naukach ścisłych zwykle prawidłowa jest wyłącznie jedna, jedyna odpowiedź. Dlatego hipotezy stawiane na chybił trafił często okazują się fałszywe. Badacz doświadczony lub utalentowany potrafi zadziwiająco trafnie wybrać z możliwej liczby domniemanych wyjaśnień te hipotezy, które najlepiej objaśnią wyniki obserwacji, nierzadko będą też najprostsze do weryfikacji, najelegantsze matematycznie, wreszcie najwdzięczniejsze do nauczania laików. Prócz lat praktyki oraz wrodzonych zdolności naukowca pomóc mogą także intuicja, wyczucie, tudzież szczęśliwy traf. Fleming odkrył penicylinę (pierwszy antybiotyk), bo zapaskudził szalkę. Kekulé zrozumiał strukturę cząsteczki benzenu, gdy po zakrapianej kolacji (zapewne poprzedzonej pracą w źle wentylowanym laboratorium) przyśniło mu się sześć małp ganiających w kółko tak, iż każda trzymała w zębach ogon poprzedniczki [Wiesz 1969, Popper 1977, 1999; Lakatos 1995, 2005].
Doświadczenie (eksperymentalne testowanie hipotez) to ostateczny rozbrat nauki z tym, co nienaukowe. Metodę doświadczalną najlepiej omawiać na przykładzie poszukiwania nieznanych dotąd zarazków oraz testowania nowych leków na nieznane wcześniej choroby. Eksperymenty medyczne oraz weterynaryjne z kilku względów stanowią najtrudniejszy odcinek pracy naukowej. Nie tylko dlatego, że czas goni nas, umierają ludzie lub zdychają zwierzęta. Co gorsza: każde doświadczenie stwarza zupełnie nową sytuację. Oczywiście wiedza teoretyczna, doświadczenie z aparaturą i odczynnikami, z organizmami modelowymi (jak drozofila, coraz częściej i barciak) bardzo pomagają, lecz wybór środków, za pośrednictwem jakich przetestuje się hipotezę, odróżnia dobrych naukowców od przeciętnych i słabych. Przyjmijmy, że związek chemiczny X przypadkowo dostał się na szalkę z pewnymi zarazkami, po czym wszystkie zabił. Pytam się, czy X mogę podać jako lekarstwo przeciw warrozie? Hipoteza: tak. Doświadczenie: udaję się do pasieki, podaję pszczołom X. Rozważmy dalej dwie możliwości:
- Dwa dni potem pszczoły zdrowieją. Wniosek: hipoteza była słuszna. Patentuję środek, uruchamiam produkcję i zaczynam nim handlować. Po paru latach nasila się zamieranie rojów, zostaję uwięziony, skazany i pozbawiony praw obywatelskich.
- Dwa dni później pszczoły padają. Wniosek: rzekomy lek okazał się trucizną. Przerzucam się na handel aparaturą. Kilka lat potem mój kolega lub koleżanka otrzymuje Nobla i doktorat honoris causa za wdrożenie nowatorskiej, względnie bezpiecznej i taniej metody leczenia warrozy.
Dlaczego tak się to skończyło? Bo źle zaplanowałem i fatalnie wykonałem eksperyment. Po pierwsze, zapomniałem, iż pszczoły różnego wieku, płci, ras, hodowane innymi metodami, żerujące na innych pożytkach, z innymi chorobami towarzyszącymi itd. będą odmiennie reagować na ten sam związek chemiczny. Powinienem staranniej dobierać chore owady, zabezpieczyć wysoką liczbę osobników do testów, a przed rozpoczęciem badań na pszczołach potestować środek na nicieniach, drozofilach, barciaku. Po drugie, słabo sprawdziłem czystość oraz stężenia potencjalnego leku. Nie wypróbowałem dostatecznej liczby dawek na dostatecznej liczbie chorych osobników. Albo nieprawidłowo podawałem substancję czynną. Po trzecie, może najistotniejsze: nie zwróciłem uwagi, że Apis mellifera mogły się osypać bądź wyzdrowieć całkowicie niezależnie od moich doświadczeń. Niezbędne byłoby doświadczenie kontrolne. Dokładnie identyczna grupa chorych powinna otrzymać placebo, a wszystkie „pacjentki” winny być zabezpieczone od pozostałych czynników szkodliwych na czas trwania doświadczenia. Prawidłowo wykonany eksperyment oznacza zatem co najmniej dwie serie równoległych powtórzeń. Jedna z nich będzie serią kontrolną, stanowiąc podstawę do oceny wyniku właściwej serii doświadczalnej. Przy eksperymentach medycznych na ludziach w XX w. preferowano liczby nie mniejsze od 100-200 tysięcy przypadków, w tym połowa jako kontrola. Warunkami koniecznymi, ale niewystarczającymi do dobrego eksperymentu biomedycznego będą zawsze jak najliczniejsze powtórzenia tego samego doświadczenia, w maksymalnie podobnych, ściśle kontrolowanych warunkach, co najmniej jedna kontrola dla wszystkich prób doświadczalnych. Za faktyczny wynik uznaje się około 70% wyzdrowień w grupie kontrolnej. Eksperymenty medyczne czy weterynaryjne pokazują najczęściej, że jedni ludzie czy pszczoły reagują na dany związek, a inni nie, choć wszyscy przebywali na czas eksperymentu w tych samych warunkach. Spośród tych, co reagowali, jednym pomogło bez objawów ubocznych, innym wyleczyło badaną akurat chorobę, ale sprowadziło groźne skutki uboczne. Rodzą się więc nowe pytania: jak postępować w konkretnych przypadkach? Analogicznie jak dla dowodu sądowego, także dowód naukowy bywa mocny, przekonujący i niepodważalny albo jedynie sugerujący, słaby. Hipotezę wyjściową przyjmuje się zależnie od siły dowodu z większym bądź mniejszym zaufaniem, nierzadko od razu odrzuca [Beveridge 1960, Popper 1977, 1999; Lakatos 1995, 2005]. Większość historyków i filozofów nauki uznaje dopiero wiek XVII za moment narodzin współczesnych metod eksperymentalnych oraz matematyzacji wiedzy, jednak Russo [2005] przesuwa narodziny metody naukowej w czasy hellenistyczne (tuż po podbojach Aleksandra Macedońskiego). Jego zdaniem metoda naukowa uległa zapomnieniu w czasach Imperium Rzymskiego, po czym została odtworzona przez uczonych XVI-XVIII w. na podstawie nie tylko ich własnych doświadczeń, ale również wczytywania się w prace uczonych Greków epoki hellenistycznej.
Teorie, paradygmaty, prawa przyrody
Ostatnim etapem pracy naukowca będzie formułowanie teorii, a nawet całych paradygmatów. Prawa przyrody lub paradygmaty to teorie przyjęte tak powszechnie, iż naukowcy wierzą w nie równie mocno jak kapłani w dogmaty albo schizofrenicy w swoje urojenia. Prawa przyrody zdają się nam niezmienne. Trudno przyjąć, że pewnego dnia Księżyc spadnie, a jabłko wzleci ponad drzewo, jednak na Antypodach odnalazły się czarne łabędzie, a w Meksyku odkryto roślinę Lacandonia schismatica o odwróconym układzie pręcików i słupków w kwiecie, a ziarnach pyłku nie opuszczających nigdy pylników [Vergara-Silva i in. 2003]. Dowód naukowy może być użyty wyłącznie dla oszacowania stopnia prawdopodobieństwa. Paradygmaty zdają się uczonym oraz nauczycielom trwałym, nieusuwalnym wkładem w poznanie świata. A jednak wiele z nich ma krótki żywot. Rozwój nauk przyrodniczych postrzega się podobnie jak ewolucję biosfery, to znaczy jako stały – choć powolny, zatem trudno dostrzegalny – postęp. Tak w nauce, jak i w ewolucji zdarzają się jednak chwile niespodziewanych katastrof i swego rodzaju rewolucji. Dana teoria np. teoria eteru w fizyce, grawitacja Newtona, wczesny darwinizm itd. dobrze służy ludzkości, tłumacząc wszystkie znane doświadczenia, a nawet pozwalając przewidywać wiele nieobserwowanych wcześniej zjawisk, np. newtonizm przewidział powrót komety Halleya. Z czasem jednak gromadzą się pewne anomalie: obserwacje i eksperymenty sprzeczne z dotychczasowym paradygmatem, a jednak niebędące kłamstwem, urojeniem ani błędem pomiaru np. efekt fotoelektryczny, zaburzenia ruchów Neptuna, dziedziczenie sprzężone z płcią i pozachromosomalne, altruizm u zwierząt. Powstaje, a potem zwycięża nowa, szerzej ujęta teoria. Przykładowo teoria względności Einsteina zachowała teorię grawitacji Newtona jako swój szczególny przypadek dla stosunkowo małych mas i prędkości. Podobnie nowoczesna synteza ewolucyjna zachowała darwinowskie teorie doboru sztucznego i płciowego oraz mimikrę Wawiłowa (upodabnianie się chwastu do rośliny uprawnej) jako opisy pewnych swoistych rodzajów doboru [Feyerabend 1996, Kuhn 1985, 2001, 2003; Sady 2004].
Granice nauk ścisłych
Zakres
Metoda naukowa wyznacza granice stosowania nauki jako narzędzia. Wszystko, co da się badać metodą naukową, będzie nauką. To wstępne założenie od razu rozwiązuje wiele problemów. Zastanawiamy się przykładowo, czy nauki ścisłe mają coś do powiedzenia na temat Boga? Otóż nie możemy zastosować metody naukowej do przetestowania hipotezy istnienia Boga, albowiem nie potrafimy przeprowadzić eksperymentu kontrolnego, to znaczy stworzyć dwóch serii powtórzeń, przy czym w jednej Bóg na pewno byłby obecny, a w drugiej na pewno nieobecny [Wiesz 1969, Heller i Życiński 1996].
Nauka a wartości
Najogólniejszym przedmiotem nauk ścisłych pozostaje tworzenie oraz wykorzystanie teorii i paradygmatów. Celem nauk ścisłych nie jest urządzanie ludziom życia.
Chociaż uczeni nie stronią od zabierania głosu niemal w każdej sprawie, to prawidłowo uprawiane nauki ścisłe nie wartościują swoich wyników ani też nie określają ich aspektu moralnego. Wyniki ani nawet wnioski użyteczne dla życia codziennego nie mają wbudowanych wartości etycznych. Jedna i ta sama teoria naukowa skłania różnych ludzi do bardzo różnych działań. Dla jednych ewolucjonistów ochrona bioróżnorodności będzie celem ważniejszym od bezpieczeństwa i dobrobytu ludzi. Dla drugich nie będzie miała wartości, skoro każdy gatunek i tak kiedyś wymrze, a samym badaczom będzie po śmierci bardzo wszystko jedno. Naukowiec perorujący na temat broni masowej zagłady bywa lepszy od laików jedynie w tym sensie, że więcej wie, jeśli chodzi o zniszczenia, jakie może wywołać użycie danej broni ABC. Pozostałe jego oceny będą równie upolitycznione i „naciągane” jak oceny ludzi innych zawodów. Wybornie widać to na przykładzie znanego filozofa i socjologa nauki Imre Lakatosa: póki mieszkał w krajach komunistycznych, pomstował na burżuazyjnych naukowców knujących zagładę. Po emigracji za żelazną kurtynę stał się gorącym orędownikiem użycia broni atomowej przeciw państwom i społeczeństwom Układu Warszawskiego [Sady 2004].
Nauka a sens i cel istnienia
Haeckel w XIX w., a Dawkins w XXI w. chętnie zabierali głos na temat odwiecznych pytań ludzkości: „Czy Wszechświat ma jakiś cel? Czy życie ma jakiś cel? W jakich okolicznościach życie traci ten sens na tyle, że można, wręcz trzeba je skończyć?” [Godfrey-Smith 2018]. O „odwiecznej” walce religii z naukami ścisłymi chętnie mówiono od drugiej połowy XIX w., powołując się na głośne wówczas dzieła: J. W. Drapera (History of the Conflict between Religion and Science, London 1874), A. D. White’a (A History of the Warfare between Science and Religion, London 1896), H. Poincarégo (m.in. La science et l’hypotese, Paris 1902) i E. Macha (Die Mechanik in ihrer Entwicklung. Historisch-kritisch dargestellt, Leipzig 1912), o jakich lekturze wspomina także S. Żeromski w „Syzyfowych pracach” [Roskal 2002]. Dla Weisza [1969], Hellera [2017] oraz Dzika [2023] nigdy nie były to sprawy do rozstrzygnięcia przez nauki matematyczno-przyrodnicze. Wiele światopoglądów zakłada, że człowiek to najdoskonalsze dzieło stworzenia. Znaczyłoby to, że nic nie może powstać później niż człowiek, w każdym razie nie powinno. Tymczasem pewne pasożyty i patogeny H. sapiens powstały już po jego wstąpieniu na arenę dziejów, chociażby wszy odzieżowe, pewne glisty i tasiemce, skoro są najlepiej dostosowane do pasożytowania na lub w ciele człowieka, na co zwrócili uwagę już ojcowie kościoła i teologowie czasów Reformacji [Wendt 1960, 1971].
Język nauk ścisłych jako całości
Naukę można postrzegać jako jeden z wielu języków, pozwalających H. sapiens wnikać w nowe dziedziny myśli oraz czynów, rozumieć świat, innych ludzi, wreszcie samego siebie. Nauki ścisłe posiadają swoją gramatykę – metodę naukową; swoich pisarzy oraz komentatorów – naukowców; a także swoje dialekty, czyli formy wyrażania się – fizykę, chemię czy biologię. Sztuki piękne, religia i polityka są równie powszechne jak nauka, jednak nauki ścisłe są równie zrozumiałe na całym świecie. Mnóstwo pojęć da się wyrazić jednakowo dobrze w kilku językach. Polska „pszczoła miodna” i naukowa „Apis mellifera” będą w pełni równoważne. Żadna z nich nie zabrzmi prawdziwiej czy słuszniej od innych. Jednak szereg treści ma sens tylko w obrębie jednego, konkretnego języka, pozostając idiomami lub metaforami charakterystycznymi tylko dla niego. Trudno się je przekłada. Raczej przenosi mechanicznie do innych języków niczym polski „czarnoziem” i amerykański „baseball” rozpowszechnione teraz na całym świecie. Jeszcze gorzej bywa, gdy jeden a ten sam termin posiada przeciwne znaczenie w mowie potocznej i w języku naukowców-przyrodników, jak choćby rzeczownik „teoria”. W zakresie jak każdy układ komunikacyjny posiada swoiste, nieprzekładalne idiomy i metafory, nie istnieje możność sensownego przekładu ani dialogu. Teolog i przyrodnik znajdują się w impasie, albowiem każdy z nich w granicach swego języka odnalazł prawdę i nie da się przekonać [Beveridge 1960, Crombie 1960, Weisz 1969, Dzik 2017]. Kuhn [1985] zauważył, że podobne problemy komunikacyjne występują między przyrodnikami różnych pokoleń, o ile część z nich opowie się za nowym paradygmatem, a reszta pozostanie przy dotychczasowych prawach przyrody. Astronomie Ptolemeusza i Kopernika były niewspółmierne, podobnie jak teorie grawitacji Newtona i Einsteina [Kuhn 2001, 2003].
Język biologii
Biologia to przewodniczka po świecie istot żywych. Granice między materią ożywioną a nieożywioną można wytyczać rozmaicie. Wirusom i prionom odmawia się w polskich podręcznikach statusu organizmów żywych, choć jednocześnie nie odsyła do podręczników chemii organicznej. Ważną składową nowoczesnego języka biologii pozostają łacińskie nazwy organizmów, w porządku zaprowadzonym przez Karola Linneusza. Liczby odgrywają tu mniejszą rolę jak w fizyce i chemii, choć statystyka z bioinformatyką zyskują na znaczeniu. Bujny rozwój nauk biomedycznych sprawia, że język subdyscyplin biologicznych stale się różniczkuje. Bywa to szczególnie wyraźne na polu genetyki oraz immunologii, które dopracowały się terminów niespotykanych w pozostałych działach biologii, zatem szczególnie mylących dla niebiologów. Homozygota i heterozygota to dorosłe organizmy, a nie zygoty. Patogen to organizm chorobotwórczy, a nie wadliwa wersja genu. Dla ekologa glony i porosty wciąż są roślinami, natomiast orzęski zwierzętami skoro pełnią w ekosystemie funkcje odpowiednio roślin i zwierząt [Drewa i Ferenc 2010, Dzik 2015, 2017; Ptak i in. 2017, Brown 2019, Gołąb i in. 2023].
Granice poznania naukowego
Siłę wyników i wniosków w biologii lub medycynie albo weterynarii, choćby w odniesieniu do naszego wymarzonego leku przeciwko warrozie, można oceniać rozmaicie. Wielu matematyków i fizyków uznałoby je za śmiechu warte. Filozof-metodyk nauki orzekłby, iż elementarne hipotezy biomedyczne nie zawsze są uniwersalne, a czasem tylko stanowią egzystencjalne zdania jednostkowe, więc jako takie nie mogą być falsyfikowalne. Obiekcje te nie zawsze wydają się biologom czy weterynarzom-praktykom w pełni uzasadnione. Każda, najogólniejsza nawet teoria fizyki i chemii odnosi się tylko do występujących w niej klas obiektów oraz zjawisk o zdefiniowanych właściwościach, choćby obiektów tak ogólnych z perspektywy laików jak energia i masa. O ile w matematyce będzie tych obiektów nieskończenie wiele, o tyle w miarę przechodzenia przez fizykę i chemię ku biologii molekularnej, ku projektowaniu i sprawdzaniu skuteczności nowych lekarstw, liczba badanych obiektów i zjawisk będzie coraz częściej skończona. Ponadto koncepty teoretyków muszą uwzględniać czasoprzestrzenne zorganizowanie (położenie?) poznawanych zjawisk. Współczesną teorię budowy i działania kodu genetycznego uważa się za naukowo udowodnioną, w pełni falsyfikowalną, chociaż liczba opisywanych przez nią obiektów pozostaje skończona. Co gorsza, współczesne paradygmaty genetyki i ewolucjonizmu „podgryzają” anomalie sensu Kuhna [Kuhn 1985], jak np. istnienie prionów oraz dziedziczenie cech nabytych. Narasta potrzeba obszerniejszej teorii, która wchłonie i objaśni zarówno anomalie, jak i dotychczas obowiązujące prawa biologii mniej więcej tak jak teoria względności Einsteina wchłonęła wcześniejszą fizykę i astronomię Newtona [Kuhn 1985, 2003; Dzik 2023].
Sukces to szczęście plus ciężka praca
Czasem kluczem do sukcesu bywa właściwy dobór obiektu doświadczalnego albo terenu badań. Gregor Mendel mógł dokonać swoich odkryć, obserwując groch Pisum jako roślinę obcopylną i zapylaną krzyżowo, natomiast nie opublikował żadnych wyników swych badań na pszczole miodnej i na jastrzębcach Hieracium. Dziś wiemy, że jastrzębce rozmnażają się apomiktycznie (czyli tworzą nasiona bez zapłodnienia. Podczas apomiksji zarodek (nowy sporofit) powstaje tylko z komórek osobnika matczynego np.: z woreczka zalążkowego, ośrodka lub osłonek zalążka. Opisano wiele różnych mechanizmów apomiksji u wielu rodzajów roślin, zwłaszcza u przedstawicieli rodzin astrowatych (sadziec, mniszek, przymiotno), różowatych (przywrotnik), rutowatych (cytrusy), traw (wiechlina) i amarylkowatych (cebula zwyczajna), dlatego szczegółowe, rozbudowane definicje apomiksji u rozmaitych naukowców mogą się wyraźnie różnić), a pszczoły są haploidiploidalne (czyli samce rozwijają się u nich z niezapłodnionych jaj, toteż posiadają tylko jeden zestaw chromosomów. Mówiąc jak uczeni: są haploidalne. Samice z kolei rozwijają się z jaj zapłodnionych, zatem posiadają dwa systemy chromosomów, czyli są diploidalne. Haplodiploidalność jako system determinacja płci sprawia, że żaden samiec nie może mieć synów, zwykle też sam nie ma ojca. Taki system szybko usuwa z populacji szkodliwe wersje genów, sprzyjał też wykształceniu się na drodze ewolucji zachowań altruistycznych i w pełni społecznych). Co gorsza, Mendel hodował pszczoły ras cypryjskiej i kraińskiej, stosunkowo agresywniejsze w stosunku do otoczenia (w tym wypadku pozostałych mnichów) od innych ras popularnych wówczas na Morawach. Nasilało to naciski na wybór innego obiektu doświadczeń. Pierwsze wcale, drugie słabo nadają się zatem do eksperymentów nad dziedziczeniem jednogenowym lub typu mendlowskiego [Demerec 1956, Orel i in. 1965, Gustafson 1969, Matalova i Kabelka 1982].
Odkrycia Jana Dzierżona stanowiły wypadkową jego mrówczej pracy, krytycyzmu wobec autorytetów duchownych i świeckich, jak również sporego łutu szczęścia. Wielu pszczelarzy miało niekiedy do czynienia z niezdolnymi do lotu, kalekimi lub chorymi matkami, jednak tylko pleban z Karłowic skorzystał z okazji, by dokonać przełomowych obserwacji, a potem przekonać do nich pszczelarzy i naukowców. Zauważywszy, że i taka „uziemiona” matka, niezdolna do lotu godowego znosi mimo to jaja, wniknął w sprawę głębiej, stwierdzając, iż z niezapłodnionej samicy pszczoły lęgną się tylko trutnie. Musiały zatem powstać na drodze dzieworództwa (partenogenezy, poczęcia bez udziału plemnika). Dzierżon, podobnie jak Darwin, długo wszystko sprawdzał, toteż swoje sensacyjne obserwacje upublicznił dopiero po 10 latach. Pomimo oficjalnego potwierdzenia wyników proboszcza przez wybitnych przyrodników niemieckich: prof. Rudolfa Leuckarta z Lipska i Karola Teodora Siebolda z Monachium, wiele osób wciąż wątpiło we wnioski karłowickiego proboszcza. Naukowcom-ateistom i agnostykom nie mieściło się w głowach, że ksiądz okazał się lepszym od nich obserwatorem tajemnic przyrody. Dla uczonych niemieckojęzycznych dodatkowym kamieniem obrazy było słowiańskie pochodzenie odkrywcy. Dostojnikom Kościoła Katolickiego natomiast dzieworództwo owocujące narodzinami trutni zbyt mocno kojarzyło się z szyderstwem z Niepokalanego Poczęcia Chrystusa Pana [Gładysz 1957, Brożek i in. 1978, Syniawa 2006].
Zamiast podsumowania albo czemu nie wynaleziono jeszcze leku na warrozę?
Wróćmy zatem do początkowego pytania: „Czemu więc nie wynaleziono jeszcze cudownego środka na warrozę?” To nie tylko kwestie niedofinansowania nauk stosowanych, braku szczęścia, emigracji talentów, „punktozy”2 czy marnowania czasu pracy na dyskusje o polityce i social media. To również, a może przede wszystkim, nasza niezdolność dokładnego przewidywania przyszłego przebiegu ewolucji, w tym konkretnym przypadku przebiegu wyścigu zbrojeń pszczoła miodna + pszczelarz kontra Varroa destructor. Potrafimy wprawdzie przewidzieć skutki doboru sztucznego w hodowli, jednak znajomość charakteru przyszłych mutacji i rekombinacji, wreszcie przyszłych zmian nacisków selekcyjnych wywieranych przez niekontrolowany przez nas patogen oraz nie w pełni kontrolowane, coraz mniej stabilne otoczenie znajdują się poza zasięgiem naszych możliwości poznawczych. Nawet przy stałości selekcji podczas hodowli nowych ras pszczół odporniejszych na choroby nasze, ludzkie, możliwości predykcji pozostają silnie ograniczone. Niewielu tu pomoże założenie, że proces ewolucji powoduje zazwyczaj wzrost zawartości informacji w ewoluujących systemach. Również w sprawach przyszłego rozwoju nauk ścisłych, w tym pszczelnictwa, nie wszystko da się odgadnąć tak prędko jak życzą sobie tego inni ludzie. Gdyby zawsze można było przewidywać nowe odkrycia, zbędni byliby uczeni-filozofowie i uczeni-technicy. Gdyby zawsze było odwrotnie, tj. nigdy nie dałoby się zaplanować nowych odkryć, niepotrzebni z kolei byliby uczeni-organizatorzy nauki.
Literatura:
Beveridge W. 1960. Sztuka badań naukowych. Tłum. Leon Żebrowski, PZWL, Warszawa.
Brown T. 2019. Genomy. Tłum. Aleksandra Dmochowska, Wyd. Naukowe PWN, Warszawa.
Brożek J., Gładysz A., Mazak S. 1978. Jan Dzierżon. Studium monograficzne. Instytut Śląski, Opole.
Butterfield H. 1963. Rodowód współczesnej nauki, 1500-1800. Tłum. Halina Krahelska, przygotował do druku Stefan Amsterdamski, PWN, Warszawa.
Crombie A. 1960. Nauka średniowieczna i początki nauki nowożytnej. Tłum. Stanisław Łypacewicz. Instytut Wyd. PAX, Warszawa.
Demerec M. 1956. Advances in Genetics. Academic Press, New York.
Drewa G., Ferenc T. (red.) 2010. Podstawy genetyki dla studentów i lekarzy. Edra Urban & Partner, Wrocław.
Dzik J. 2015. Zoologia. Różnorodność i pokrewieństwa zwierząt. Wyd. UW, Warszawa.
Dzik J. 2017. Biologia czyli sens życia. Wyd. UW, Warszawa.
Dzik J. 2023.. Dzieje życia na Ziemi. Wprowadzenie do paleobiologii. Wyd. Naukowe PWN, Warszawa.
Eliade M. 2010.Traktat o historii religii. tłum. Jan Wierusz-Kowalski. Wyd. Aletheia, Warszawa.
Farrington B. 1954. Nauka grecka. Tłum. Zygmunt Glinka, PWN, Warszawa.
Feyerabend P. 1996. Przeciw metodzie. Tłum. Stefan Wiertlewski. Siedmioróg, Wrocław.
Fleck L. 1935. O obserwacji naukowej i postrzeganiu w ogóle. Przegląd Filozoficzny, 38, 58-76.
Foucault M. 1977. Archeologia wiedzy. Tłum. Andrzej Siemek. PIW, Warszawa.
Frazer J. 1965. Złota gałąź. Studia z magii i religii. Tłum H. Krzeczkowski. PIW, Warszawa.
Gardner M. 1966. Pseudonauka i pseudouczeni. Tłum. Bronisław Krzyżanowski i Włodzimierz Zonn. PWN, Warszawa.
Gładysz A. 1957. Jan Dzierżoń, pszczelarz o światowej sławie. Wyd. Śląsk, Katowice.
Godfrey-Smith J. 2018. Inne umysły. Ośmiornice i prapoczątki świadomości. Tłum. Mikołaj Adamiec-Siemiątkowski. Copernicus Center Press, Kraków.
Gołąb J., Nowis D., Lasek W., Stokłosa T. (red.) 2023. Immunologia. Wyd. Naukowe PWN, Warszawa.
Grant E. 2005. Średniowieczne podstawy nauki nowożytnej. Tłum. Tadeusz Szafrański. Wyd. Prószynski i S-ka, Warszawa.
Gustafsson A. 1969. The life of Gregor Johann Mendel - tragic or not?. Hereditas 62 (1): 239-258.
Hall A. R. 1966. Rewolucja naukowa, 1500-1800: kształtowanie się nowożytnej postawy naukowej. tłum. Tadeusz Zembrzuski. Instytut Wyd. PAX, Warszawa.
Heinzmann R. 1999. Filozofia średniowieczna. Tłum. Piotr Domański, Wyd. Antyk, Kęty.
Heller M., Życiński J. 1996. Dylematy ewolucji. Wyd. Biblos, Tarnów.
Heller M. 2017. Jak być uczonym. Copernicus Center Press, Kraków.
Jaroszyński P. 2002. Nauka w kulturze. Wyd. Polwen, Radom.
Kuhn S. 1985. Dwa bieguny. Tradycja i nowatorstwo w badaniach naukowych. tł. i posłowiem opatrzył Stefan Amsterdamski, PIW, Warszawa.
Kuhn S. 2001. Struktura rewolucji naukowych. Tłum. Halina Ostrołęcka. Fund. Aletheia, Warszawa.
Kuhn S. 2003. Droga po Strukturze. Eseje filozoficzne z lat 1970-1993 i wywiad-rzeka z autorem słynnej „Struktury rewolucji naukowych”, podali do druku James Conant i John Haugeland, tł. Stefan Amsterdamski. Wydawnictwo Sic!, Warszawa.
Lakatos I. 1995. Pisma z filozofii nauk empirycznych. tłum. Wojciech Sady, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa.
Lakatos I. 2005. Dowody i refutacje. Logika odkrycia matematycznego, tłum. Michał Kozłowski i Katarzyna Lipszyc, wstęp do wydania polskiego: Wacław Zawadowski. Wyd. TIKKUN, Warszawa.
Levi-Strauss C. 2009. Antropologia strukturalna. Tłum. Krzysztof Pomian, Wyd. Aletheia, Warszawa.
Łomnicki A. ٢٠٠٣. Wprowadzenie do statystyki dla przyrodników. Wyd. Naukowe PWN, Warszawa.
Matalova A., Kabelka A. 1982. The beehouse of Gregor Mendel. Casopis Moravskeho Musea. Acta Musei Moraviae – Vedy Prirodni. Cas. Morav. Mus. Acta Mus. Vedy Prir. 57: 207-212.
Mądry W. 1998. Doświadczalnictwo. Doświadczenia czynnikowe. Wykłady i ćwiczenia. Fundacja „Rozwój SGGW”, Warszawa.
Orel V., Rozman J., Veselý V. 1965. Mendel as a Beekeeper. Moravian Museum 21, 12-14.
Popper K. 1977. Logika odkrycia naukowego. Tłum. Jerzy Kmita, PWN, Warszawa.
Popper K. 1999. Droga do wiedzy: Domysły i refutacje. Tłum. Stefan Amsterdamski, Wyd. Naukowe PWN, Warszawa.
Ptak M., Ptak W., Szczepanik M. 2017. Podstawy immunologii. PZWL, Warszawa.
Quinzio S. 2005. Hebrajskie korzenie nowożytności. Tłum. M. Bielawski, Homini, Wydawnictwo Benedyktynów, Tyniec.
Roskal Z. 2002. Geneza nauki w głównych nurtach XX-wiecznej historii nauki. Roczniki Filozoficzne Tom L, zeszyt 3, 163-178.
Russo L. 2005. Zapomniana rewolucja. Grecka myśl naukowa a nauka nowoczesna. Tłum. Ireneusz Kania, Universitas, Kraków.
Sady W. 2004. Spór o racjonalność naukową: od Poincarégo do Laudana. Wyd. UMK, Toruń.
Schapin S. 1982. History of Science and Its Sociological Reconstructions, History of Science 20, 1982, 157-211.
Syniawa M. 2006. Dzierżon Jan. Kopernik ula. [w:] Biograficzny słownik przyrodników śląskich. Tom 1, wyd. Centrum Dziedzictwa Przyrody Górnego Śląska, Katowice.
Vergara-Silva F., Espinosa-Matías S., Ambrose B. A., Vázquez-Santana S., Martínez-Mena A., Márquez-Guzmán J., ... & Alvarez-Buylla, E. 2003). Inside-out flowers characteristic of Lacandonia schismatica evolved at least before its divergence from a closely related taxon, Triuris brevistylis. International Journal of Plant Sciences, 164(3), 345-357.
Weisz P. 1969. Zarys biologii. Tłum. Zuzanna Stromenger, PWN, Warszawa.
Wendt H. 1960. Szukałem Adama. Tłum. Anna Jerzmańska. Wiedza Powszechna, Warszawa.
Wendt H. 1971. Przed Potopem. Tłum. Anna Jerzmańska. Wiedza Powszechna, Warszawa.
Woyke J., Robiński A. 2018. Czarownik od zapylania. Tygodnik Powszechny https://www.tygodnikpowszechny.pl/czarodziej-od-zapylania-152224 [9.06.2023]
http://animal.sggw.pl/2022/12/27/zmarl-pan-prof-dr-hab-jerzy-woyke/ [9.06.2023]
1 - Hipoteza to w naukach matematyczno-przyrodniczych założenie prawdopodobne, ale wymagające sprawdzenia na drodze obserwacji, eksperymentów i (lub) obliczeń. Natomiast teoria oznacza – odwrotnie niż w potocznym rozumieniu – koncepcję opartą na poznaniu i zrozumieniu istotnych czynników kształtujących pewną sferę rzeczywistości, udowodnioną eksperymentalnie, system pojęć, definicji, aksjomatów i twierdzeń, zgodnych z pomiarami i obliczeniami, niesprzeczny z teoriami innych nauk. Tak pojmowana teoria będzie najbardziej rzetelną, rygorystyczną i kompletną formą wiedzy naukowej.
2 - Punktoza to potoczna, ale przenikająca do terminologii socjologicznej i ekonomicznej, nazwa przesadnego skupiania się przez naukowców na punktach za publikacje oraz tzw. impact factorze. Skutkiem punktozy bywa nadprodukcja artykułów i referatów o niskiej wartości naukowej (a w konsekwencji gospodarczej, medycznej i wojskowej) przynoszących jednak dużo punktów w systemach oceny, awansów lub nagród, zamiast poświęcać się rzetelnej pracy, długofalowo korzystnej dla całego społeczeństwa i dla dzikiej przyrody. W takim ujęciu punktoza oznacza patologiczny stan, w którym otrzymywanie punktów za dorobek naukowy przestało być rzetelną, sprawiedliwą metodą oceny pracy naukowej, a stało się celem samym w sobie, upośledzającym uprawianie nauki i życie osobiste samych badaczy.
