fbpx

NEWS:

w wydaniu tradycyjnym (papierowym) strona: 0

Trochę liczb, czyli po co komu pszczoły?

Od kiedy pamiętamy, pszczoły były zawsze. To znaczy nie tylko do kiedy sięga pamięć autora niniejszego artykułu oraz Szanownych Czytelników, ale od kiedy istnieje pamięć ludzkości. Rysunek na skale w grocie w Hiszpanii sprzed kilkunastu tysięcy lat to najstarsze świadectwo zainteresowań ludzi pszczołami.

Zakładając, że ludzie są na świecie milion albo nawet dwa miliony lat śmiało można stwierdzić, że zawsze mieli do czynienia z pszczołami. Bo pszczoły miodne istnieją 40, 100, a być może nawet 200 milionów lat.

Korzyści uzyskiwane z pszczelarstwa to bezpośrednie produkty pasieczne i wzrost plonów dzięki zapylaniu przez pszczoły roślin uprawnych. Już przed ponad stu laty zauważono, że plonowanie niektórych roślin zwiększa się, jeśli ich kwiatami interesują się owady.

Największe znaczenie mają pszczoły, bowiem występują one najliczniej i to już od pierwszych dni wiosny. Do tego okazało się, że wraz z ubywaniem dziko żyjących owadów zapylających, pszczoły hodowane przez człowieka pełnią ważną rolę w utrzymaniu naturalnych obszarów przyrodniczych. Tam bowiem też są setki gatunków roślin wymagających zapylenia.

Pasieka nr 74fot.© Roman Dudzik

Liczby w Europie i w Polsce

Botanicy dokładnie określili, jaka jest zależność plonowania poszczególnych gatunków od odwiedzania ich kwiatów przez pszczoły. Większość roślin owadopylnych masowo oblatywanych przez pszczoły wydaje większy plon o kilka do 90%.

Po przeliczeniu tych wielkości na pieniądze okazało się, że w krajach Unii Europejskiej wzrost plonów będący efektem zapylania przez pszczoły to 22 miliardy euro rocznie – to dane w roku 2013, za „Agrobiznesem”. Natomiast na całym świecie to 265 miliardów euro.

To niemalże tyle co produkt krajowy brutto Finlandii, który wynosi 267 miliardów euro. Proszę sobie wyobrazić: maleńkie pszczółki wytwarzają dochód równy jednej z najnowocześniejszych gospodarek świata. I to brany pod uwagę tylko z zapylania roślin uprawnych, nie licząc przychodów z bezpośrednich produktów pasiecznych: miodu, wosku, pyłku…

Jak to się ma do naszego kraju? Otóż w Polsce takie statystyki też zaczęto prowadzić i okazało się, że wzrost plonów w rolnictwie dzięki pszczołom to około 5 miliardów złotych rocznie. To ogromna suma, jeśli popatrzymy na wydatki i dochody naszego państwa.

Bo na przykład dochody budżetu Polski z tytułu podatku PIT, który płaci każdy Polak z wyjątkiem dzieci to około 40 miliardów złotych. Tak więc nasze skrzydlate przyjaciółki wytwarzają pieniądz równy ósmej części płaconych przez nas podatków bezpośrednich. Pamiętajmy przy tym, że pszczelarzy w Polsce jest tylko 50 tysięcy!

Jeżeli przypadkowo nasi ekonomiści by się pomylili, posiłkujmy się obliczeniami statystyków unijnych. Kraje Unii Europejskiej zajmują teren 4  381 000 km2. Polska to 312 000 km2, stanowimy zatem około 7% powierzchni Unii.

Ale nie wszędzie są pszczoły, bowiem część naszego kontynentu to tereny pod kołem biegunowym i za nim, gdzie pszczół nie ma i nie prowadzi się tam upraw wymagających zapylania. Ta należąca do Szwecji i Finlandii zimna część Europy to kraina o powierzchni porównywalnej do naszego kraju, około 300 000 km2.

Tak więc pszczelarska Europa zmniejsza się nam do 4 081 000 km2, a w takiej proporcji Polska będzie zajmowała 7,7% jej powierzchni.

W Polsce uprawia się dużo roślin wymagających zapylenia. Oprócz rzepaku i innych roślin polowych jesteśmy potęgą sadowniczą. Polska jest największym producentem jabłek w Europie, jeśli zaś chodzi o produkcję innych owoców też jesteśmy w czołówce, pomijając oczywiście owoce tropikalne.

Pszczoły mają zatem u nas nie mniejszy udział w wytwarzaniu plonów rolniczych niż w innych krajach: Niemczech, Francji czy w krajach śródziemnomorskich. Ponieważ w całej Unii wytwarzają żywność za 22 miliardy euro, a u nas za 7,7% tej kwoty, to będzie w przybliżeniu 1,7 miliarda euro.

Kurs euro to około 4 zł, stąd szokująca suma 6,8 miliarda złotych. Proszę, nasi ekonomiści pomylili się z korzyścią dla unijnych statystyków. A że tamci mają większe doświadczenie i pewniejsze instrumenty badawcze, zaufajmy zatem im.

Cóż jeszcze można tutaj powiedzieć? Liczby nie kłamią, nie są wyssane z palca, każdy czytelnik „Pasieki” wie, czym się różnią truskawki, czereśnie czy wiśnie z plantacji, przy której stoją ule z pszczołami od tych uprawianych bez żadnych zapylaczy.

Warto jeszcze przytoczyć wnioski naszych sąsiadów z zachodu. Otóż w Niemczech od dawna wiadomo, że pod względem korzyści ekonomicznych pszczoły są trzecim gatunkiem zwierząt hodowlanych po trzodzie chlewnej i bydle. To nie żart, Niemcy liczyć potrafią, a napszczelenie, czyli liczba rodzin pszczelich na jednostkę powierzchni jest tam trzy razy mniejsze niż u nas.

W Polsce na jeden km2 powierzchni kraju przypadają cztery rodziny pszczele, a u nich tylko jedna.

Do tego pamiętajmy, że najważniejszy bezpośredni produkt naszych pszczółek, miód, jest doskonałym produktem spożywczym. Nie ma w przyrodzie drugiego takiego produktu, który bez obróbki mechanicznej, termicznej czy chemicznej miałby tak wysokie walory smakowe, odżywcze i lecznicze. Ale to akurat nie nasza zasługa, lecz naszych koleżanek mieszkających w ulach.

Komu to zawdzięczamy?

Mamy w Polsce ponad milion rodzin pszczelich. Liczba ta jest zmienna, gdyż po zimie na ogół pszczół jest mniej niż w końcówce lata, są sezony z lepszą i gorszą pogodą, są też bardziej rojliwe i wtedy może nam przybyć nawet sto tysięcy pni.

Zatrzymajmy się jednak na tym milionie. Zatrzymajmy się też na tych mizernych pięciu miliardach złotych wyliczonych przez naszych statystyków.

Jeśli podzielimy kwotę pięciu miliardów złotych przez milion pni pszczelich, otrzymamy wynik. Pięć tysięcy złotych. Taki wzrost plonów roślin uprawnych generuje praca pszczół z jednego ula w ciągu jednego sezonu. Niemożliwe? Proszę sprawdzić przy pomocy kalkulatora!

A pamiętajmy, że pszczoły od września do marca nie pracują. Ich aktywność produkcyjna to kwiecień, maj, czerwiec, czasem lipiec i niekiedy sierpień. W sumie niecałe pięć miesięcy, a więc 150 dni. W nocy pszczoły nie latają, a średnio co drugi dzień jest deszczowy.

Ale wystarczy im czasu, by przynieść kilkadziesiąt litrów miodu i zapylić roślin za kilka tysięcy złotych!

Ponieważ rodzin pszczelich jest w Polsce około miliona, a pszczelarzy około 40-50 tysięcy, stąd łatwo wyliczyć, że przeciętna pasieka składa się z 20 rodzin pszczelich. Jeśli jedna rodzina pszczela zapylając rośliny uprawne wytwarza dochód pięciu tysięcy złotych, to cała 20-pniowa pasieka 100 tysięcy.

Taki podatek płaci statystyczny polski pszczelarz całemu społeczeństwu tylko dlatego, że utrzymuje swoje kochane pszczółki! To kwota często niewyobrażalna dla przeciętnego polskiego pszczelarza, którego stać na prowadzenie niedużej pasieki, ale który nigdy nie mógł sobie pozwolić na wczasy na Teneryfie lub zakup nowego samochodu.

Ta kwota jest tak wielka, ponieważ polskie pasieki są małe, ale jest ich dużo. Dlatego nie ma u nas miejsca, którego by nie penetrowały pszczółki zapylające wszystko co kwitnie.

Co ma z tego „Kowalski”?

Pięć miliardów złotych podzielone przez 40 milionów naszych rodaków to rocznie 125 zł na każdego mieszkańca Polski. Niby niedużo, ale… Ma tę „stówkę” każdy z nas, tak bezrobotny, jak i minister. A otrzymuje te pieniądze od pszczelarza, który nawet nie wie, że opatrując swoje pszczółki daje taki prezent całemu społeczeństwu.

Jeśliby ktoś jednak nie był przekonany, policzmy to od innej statystycznej strony. Otóż wartość pozyskiwanych w pasiece produktów bezpośrednich to zaledwie dziesiąta część wartości całej pracy pszczół, polegającej na zapylaniu upraw rolniczych.

W Polsce pozyskuje się rocznie około 20 tys. ton miodu (20 kg z ula). Jego wartość przy cenie 15 zł za 1 kg to 300 milionów złotych. Jest to tylko dziesiąta część produkcji pszczelarskiej, doliczyć do tego trzeba zapylanie.

Będą to trzy miliardy złotych, znacznie mniej niż wyliczona wcześniej suma, oparta na krajowych danych statystycznych. Posiadający 20 uli pszczelarz daje więc społeczeństwu tylko 60 tys. złotych rocznie… Ilu naszych rodaków płaci rok w rok większy podatek?

Środowisko

Warto przypomnieć, że znający się na rzeczy biolodzy, botanicy i specjaliści od produkcji roślinnej od wielu lat mówili, że wartość pracy pszczół jako zapylaczy nawet stukrotnie przekracza wartość bezpośrednich produktów pszczelich.

Wydaje się to niemożliwe, ale… Pomyślmy, co jeszcze mogą robić pszczoły. Jak wspomniano na wstępie, pracują nie tylko na polach uprawnych i w sadach, ale też w lasach, zagajnikach, na łąkach i nieużytkach. Zbierając nektar i pyłek zapylają wszystkie odwiedzane przez siebie kwiatki, co w zasadzie nikogo nie obchodzi.

Ale rośliny żyjące w tych naturalnych siedliskach też muszą wydawać nasiona. Jeżeli nie będzie pszczół, nie będą się rozmnażać i wyginą. Natura nie znosi pustki i na ich miejsce wejdą inne gatunki roślin, bardziej ekspansywne, obce, inwazyjne.

Po pewnym czasie najsilniejszy gatunek zdominuje ten obszar, co wcale nie jest dobre dla środowiska. Na skutek braku naturalnej różnorodności przyrodniczej dojdzie do degradacji gleby, czego następstwem będzie erozja wodna i wietrzna, stepowienie i pustynnienie terenu, na którym wcześniej zabrakło pszczół.

Tego nie da się naprawić nawet przez tysiąc lat. Określony obszar będzie wyłączony z użytkowania gospodarczego i przyrodniczego. Jakie będą tego koszty? Teraz nie umiemy tego policzyć, ale gdy do takiej katastrofy dojdzie, z pewnością da się ona wyrazić w złotówkach bądź w euro. Czy będzie to wartość stukrotnej produkcji pasiecznej? Raczej tysiąckrotność lub więcej…

Co na to społeczeństwo?

Pszczelarz, człowiek wspaniały, dający wielkie pieniądze swoim rodakom i ratujący przyrodę dla przyszłych pokoleń, z pewnością jest hołubiony przez całe społeczeństwo. Niestety, to żart. Nikt pszczelarza nie lubi. Nie tylko sąsiad, którego pszczoły „gryzą” i dlatego zgłasza problem do straży miejskiej, by wreszcie zrobiła porządek z tym „złoczyńcą”.

Również najbliższa rodzina nie toleruje dziwacznego hobby męża, ojca, teścia czy dziadka, który powinien zająć się wnukami, oglądać serial lub pójść gdzieś dorobić, bo przecież trzeba pomóc bezrobotnym dzieciom, zamiast trzymać niewiadomo po co te swoje „osy”.

Zostaje wtedy starszy człowiek sam ze swoją jedyną radością, którą nie jest zrozumienie i miłość najbliższych, lecz towarzystwo pracowitych, ciepłych, radosnych i puchatych pszczół, tych naszych prawdziwych przyjaciółek.

Dla kogo ta wiedza?

Zapyta się czytelnik, po cóż nam ta wiedza? Przecież my, pszczelarze to wszystko wiemy. Po co opisywać te oczywiste prawdy w czasopiśmie dla pszczelarzy, którzy wiedzą, ile dobra czynią dla społeczeństw i z jaką niesprawiedliwością spotykają się za to? Warto pisać, gdyż tekst pisany dotrze prędzej do naszego przeciwnika niż słowo.

Liczby podane w niniejszym artykule z pełną odpowiedzialnością można prezentować wszystkim niepszczelarzom. Każdy z nas ma rodzinę, ma znajomych, często są to ludzie mający dużo do powiedzenia lub decydowania. Uświadamiajmy im, ile dobra wynika z pracy maleńkich pszczółek, które będą tylko wtedy, gdy będą pszczelarze.

Sławomir Trzybiński
tel. 501-432-752
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.


pobierz darmowy ebook


 Zamów prenumeratę czasopisma "Pasieka"