fbpx

NEWS:

w wydaniu tradycyjnym (papierowym) strona: 6

Zła macocha czy niewdzięczne pasierbice?

Przed nami koniec sezonu pszczelarskiego, ale mniejsze lub większe problemy, które są konsekwencją m.in. przebiegu pogody, nadal nas dotyczą. Początkowo dała się nam we znaki susza, niskie temperatury, jak również nocne przymrozki w wielu regionach kraju, trwające nawet do początków czerwca.
Wiele roślin miododajnych po prostu zmarzło, a niesprzyjająca pogoda spowodowała, że pszczoły nie wykorzystały wiosennych pożytków. Pełnia sezonu również nie należała do udanych ze względu na wyjątkowo obfite opady deszczu.


Rys. Mariusz Uchman

Mieliśmy nadzieję, że wysoka temperatura i wilgotność wpłynie na nektarowanie np. lipy czy gryki. Tymczasem z niewyjaśnionych powodów pszczoły w czasie ich kwitnienia w wielu regionach w ogóle ich nie oblatywały – pasieki „stały”.

Nie pamiętam roku, w którym w czasie tak obfitego kwitnienia lipy pszczoły były głodne – to nieprawdopodobne [o przypuszczeniach, co mogło być tego powodem, przeczytacie na str. 57: „Dlaczego lipy nie nektarowały?” - red.].

Przywykliśmy już wprawdzie do sytuacji, w której rodziny pszczele w czasie sezonu należało dokarmiać ze względu na pojawiające się okresy głodu, co ma nierozerwalny związek ze zmieniającą się bazą pożytkową, ale nie w czasie kwitnienia roślin miododajnych. Jakie były tego przyczyny?

Dlaczego pszczoły w tym roku nie oblatywały fantastycznie kwitnących roślin, a zbiory należy uznać za klęskowe? Ja nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, ale w mojej ocenie nasze środowisko znacząco ulega wpływom zmieniającego się klimatu (o tym pisze Anna Sierpińska w artykule pt. „Upały i patogeny.

Wpływ zmiany klimatu na dobrostan pszczół” zamieszczonym na str. 10 oraz w nr 4/2020 „Pasieki” w artykule „Wpływ zmiany klimatu na bazę pokarmową pszczół” – przyp. red.). A to nie jedyne problemy, z którymi spotkaliśmy się, a z których konsekwencjami będziemy się zmagać do jesieni.


Fot. 1. Jaja złożone przez trutówki. Fot. Małgorzata Bieńkowska

W tym roku obfite pożytki wczesne (szczególnie dopływ pyłku) spowodowały bardzo szybki i intensywny rozwój rodzin pszczelich. Niestety, warunki atmosferyczne w maju nie pozwoliły pszczołom na wykorzystanie tego potencjału. Wskutek wysokich dobowych wahań temperatury, pszczoły niechętnie przechodziły do nadstawek lub dodatkowych korpusów.

Dlatego w gniazdach panowała „ciasnota”, a w czasie dnia pszczoły musiały „walczyć” z przegrzewaniem się uli. Dodatkowo takie czynniki jak niepogoda w trakcie kwitnienia rzepaku, jak również brak wziątku z akacji (która zmarzła w czasie wiosennych przymrozków) spowodowały nagłe ustanie dopływu pokarmu w okresie, kiedy nasze rodziny były prawie w pełni rozwoju.

Na efekty nie trzeba było długo czekać – pszczoły broniąc się przed ciasnotą i przegrzaniem oraz brakiem możliwości zbierania świeżego nektaru, masowo się roiły (szczególnie w pasiekach stojących w nasłonecznionych miejscach). Zaskakujące było to, że nastrój rojowy pojawiał się w rodzinach z matkami jednorocznymi oraz w rodzinach słabych.

Niejednokrotnie roje uciekały z rodzin matecznych jeszcze przed zasklepieniem mateczników. Konsekwencją były straty ekonomiczne pszczelarzy, ponieważ pszczoły zarówno z rojów wychodzących w maju, jak i macierzaków, dochodzą do siły dopiero w czasie trwania pożytków lipcowych i sierpniowych, które w tym roku zawiodły.

W stratach spowodowanych rojeniem się pszczół należy uwzględnić również wartość nieodnalezionych rojów i cennych matek, które wraz z nimi straciliśmy. To także koszt tych nowo zakupionych, które należało poddać do macierzaków, ażeby uniknąć pozostawiania w rodzinie matek rojowych, które w roku następnym mogą wykazywać skłonności do rójki.

Przypomnę, że matka jest najważniejszym żeńskim reprodukcyjnym osobnikiem, a jej wysoka jakość hodowlana i użytkowa jest niezbędna do przetrwania rodziny nie tylko ze względu na jej zdolność do składania dużej liczby jaj (zapłodnionych i niezapłodnionych), ale również dlatego, że spójność społeczna zależy od jej feromonów. Poza tym gwarantują one przeżywalność rodzin i dobre wyniki ekonomiczne pasiek.

W tym roku (po raz kolejny zresztą) problemy z matkami nas nie ominęły. Pokrótce dotyczyły one:

  • niepowodzeń w czasie poddawania matek,
  • trutowienia rodzin wskutek braku matki lub jej utraty w czasie lotów weselnych,
  • zaprzestania czerwienia przez matki tegoroczne,
  • cichej wymiany matek już czerwiących.

Czy można to jakoś wyjaśnić? No cóż, pomimo tego, że matki mogą żyć nawet do 5 lat, to już od wielu lat na świecie obserwuje się coraz krótszą długość ich życia – nawet poniżej 1 roku. Dlatego coraz częściej pszczelarze wymieniają je co roku lub co dwa lata. Według mnie duży wpływ na to ma zmieniający się klimat.

Jest coraz cieplej, pożytki są słabsze i pełnią funkcję raczej rozwojowych, a to ma wpływ na większą aktywność zbieraczek, które szybciej giną. W takich sytuacjach matki czerwią nieprzerwanie i zbyt szybko się eksploatują, czego konsekwencją jest ich przedwczesna wymiana.

My, pszczelarze nie chcąc do tego dopuścić, staramy się wprowadzić do rodzin wartościowe, dobrej jakości matki pszczele gwarantujące utrzymanie rodzin w dużej sile. Niejednokrotnie mamy z tym problem i w czasie ich poddawania popełniamy szereg błędów, ale opisałam to dosyć dokładnie w poprzednich artykułach. Nie odniosłam się natomiast do innych, niezależnych od nas niepowodzeń, z którymi w tym roku borykali się pszczelarze.

Brak matki w rodzinie po wyjściu roju

To jeden z głównych problemów, z którymi w tym roku zwracali się do mnie pszczelarze. Po wyrojeniu się rodziny, w macierzaku zwykle pozostają mateczniki. Niektórzy ich nie niszczą i pozwalają na pozostanie w tej rodzinie młodej, rojowej matki.

Inni, którzy zdają sobie sprawę z tego, że ich pozostawienie jest równoznaczne z większą rojliwością w roku następnym, poddają do tych pni młode, nieunasienione matki pochodzące z pasiek hodowlanych bądź od matek reprodukcyjnych zakupionych również u hodowców.

Jakkolwiek z poddawaniem tych matek nie ma już problemu, to jednak pszczelarze mieli w tym roku bardzo duże straty, które poniżej krótko przedstawię.

1. Ginięcie młodych matek w czasie lotów weselnych. Niestety pogoda temu nie sprzyjała – zbyt niskie lub zbyt wysokie temperatury, wiele dni deszczowych i wietrznych (być może też ptaki, które są smakoszami owadów) powodowały, że matki nie wracały z lotów.

2. Młoda matka rozpoczęła składanie wyłącznie jaj trutowych – co w tym sezonie (szczególnie w maju i na początku czerwca) było dosyć powszechne ze względu na utrzymującą się fatalną pogodę uniemożliwiającą matkom wykonywanie lotów godowych.

Taka królowa składa regularne, niezapłodnione jaja do komórek pszczelich. Rozwijające się z nich larwy trutowe oczywiście nie mieszczą się w tych komórkach, dlatego albo w nich zamierają i są usuwane przez pszczoły, albo są zasklepiane mocno wypukłymi wieczkami. Powstaje wtedy tzw. czerw „garbaty”.

Ponieważ w rodzinie nie przybywa nowych pszczół, słabnie ona w błyskawicznym tempie. Chcąc ją ratować najlepiej poddać do niej nową, ale już czerwiącą matkę, ponieważ stare pszczoły zwykle nie są przychylne obcej i młodej.

Poddanie matecznika lub czerwiu, z którego pszczoły mogłyby sobie wychować nową królową, mija się z celem ze względu na to, że zanim zacznie ona składać jaja, upłynie bardzo dużo czasu i taka rodzina zupełnie osłabnie, a pszczelarz będzie musiał stracić sporo cennego czasu na dodatkowe prace.

Dodać należy, że jeśli zdecydujemy się na poddanie czerwiu do wychowu, to matki z mateczników ratunkowych, założonych przez stare już pszczoły, nie będą dobrej jakości.

3. Obecność trutówek – jest konsekwencją długotrwałej nieobecności matek i czerwiu w rodzinie (2-3 tygodni). W bieżącym roku sytuacja taka była dość powszechna. Zwykle, po poddaniu matki do macierzaka po wyrojeniu, sprawdzamy jej przyjęcie i czasem zwlekamy z lustracją rodziny mającą na celu stwierdzenie, czy już rozpoczęła czerwienie, czy nie.

Zwykle, kiedy poddajemy do macierzaka młode matki nieunasienione, to w rodzinach jest już bardzo mało czerwiu i to zwykle zakrytego. W czasie wykonywania lotów matka ma już około 7 dni. Przy założeniu, że sprawdzimy, czy rozpoczęła już składanie jaj, upływa kolejnych 7 dni, czyli już 2 tygodnie (w czasie niesprzyjającej pogody – znacznie dłużej, ponieważ matki nie mają możliwości wylotów z ula).

Czerwiu w rodzinach zwykle już brak a gruczoły gardzielowe karmicielek (produkujące mleczko pszczele), są w szczytowym momencie ich rozwoju. Wskutek tego potencjalne karmicielki młodego czerwiu, oprócz obfitego odżywiania się pyłkiem, zaczynają karmić się wzajemnie produkowanym przez siebie mleczkiem. To powoduje, że u młodych robotnic rozwijają się jajniki – czyli powstają tzw. trutówki anatomiczne, które jeszcze nie składają jaj. Po upływie krótkiego czasu przechodzą one w stadium trutówek fizjologicznych, o czym świadczy obecność niezapłodnionych jaj, pojawiających się początkowo w komórkach trutowych znajdujących się w bocznych częściach plastrów, a następnie w pszczelich czy nawet w komórkach z pierzgą.

Charakterystyczne dla nich jest również nieregularne składanie jaj (jak to ma miejsce w przypadku strutowiałej matki) i obecność wielu jaj w jednej komórce (fot. 1). Niestety w czasie obecności i aktywności rozrodczej trutówek (wiele jaj w komórkach), pszczoły nie przyjmą żadnej matki ani matecznika, jak również nie odciągną mateczników ratunkowych na poddanym plastrze z larwami. Jak sobie poradzić z taką sytuacją? Jest to rzeczywiście bardzo kłopotliwe i trudne. Pszczelarze w bardzo różny sposób próbują ratować takie pnie, nie zawsze z sukcesem. Wiele lat temu profesor Zygmunt Jasiński podpowiedział mi, że najlepiej do takiej rodziny wstawić dwa, trzy plastry z młodym czerwiem i z pszczołami.

I ja, jeśli już mam problem z trutówkami, to tylko w ten sposób sobie z nimi radzę i to z dobrym skutkiem.

Przy okazji chcę się podzielić z Państwem zdarzeniem, które w tym roku bardzo mnie zaskoczyło i zdziwiło. Zadzwonił do mnie pszczelarz, który miał problem właśnie z trutówkami. Opisując sytuację w rodzinie pszczelej, oznajmił, że zadał sobie trud i „zabił wszystkie trutówki”.

Po chwili zorientowałam się, że mówi o trutniach, które pojawiły się w rodzinach po długiej nieobecności matki i czerwiu. Dlatego chcę podkreślić po raz kolejny, że trutówek nie można odszukać, ponieważ są to pszczoły, które wskutek bezmateczności i obfitego odżywiania rozpoczęły produkcję jaj.


Fot. 2. Zwarte zaczerwienie plastra przez zdrową matkę, która dopiero co rozpoczęła składanie jaj. Fot. Małgorzata Bieńkowska

4. Przedwczesna wymiana matek naturalnie unasienionych, niedługo po rozpoczęciu przez nie czerwienia – powodów takiej sytuacji mogło być wiele, ale jednym z nich jest niewystarczająca liczba lotów weselnych, a w związku z tym słabe wypełnienie plemnikami zbiorniczków nasiennych.

Wyjaśnię to nieco dokładniej. Wszyscy wiemy, że matki w wieku 1-2 tygodni wykonują kilka lotów godowych do miejsc gromadzenia się trutni. Według literatury (i własnych obserwacji) takich lotów mogą wykonać od kilku do nawet 26, średnio 12-14. Potwierdziły to badania molekularne robotnic pochodzących od matek naturalnie unasienionych.

Takie wielokrotne kojarzenia zwiększają różnorodność genetyczną, co ma wpływ na podział pracy w rodzinie pszczelej, ponieważ każda „subkolonia robotnic”, która ma innego ojca może wykonywać inne zadania. Mają również istotny wpływ na wzrost liczby plemników przechodzących do zbiorniczków nasiennych matek, co zwiększa jej atrakcyjność.

Konsekwencją jest oczywiście m.in. stabilizacja temperatury w gnieździe, sprawność fizyczna całej rodziny itp., a to wszystko pozytywnie wpływa na jej rozwój i przeżywalność. W tym roku niesprzyjające warunki atmosferyczne miały istotny wpływ na ograniczenie możliwości wykonywania lotów przez młode matki, czego konsekwencją była niewystarczająca liczba plemników w zbiorniczkach nasiennych matek.

5. Przedwczesna wymiana matek sztucznie unasienionych. W tym roku pszczelarze chętniej zaopatrywali się w matki sztucznie unasienione bez sprawdzonego czerwienia.

Myślę, że wpływ na to miała cena (znacznie niższa od ceny naturalnie unasienionych), większa dostępność u hodowców (praktycznie „od ręki”), jak również pewność, że po poprawnym jej poddaniu do rodziny, rozpocznie szybko składanie jaj. I tak rzeczywiście było.

Zdarzało się jednak, że pszczelarze mieli wątpliwości dotyczące ich jakości. Najczęstszym zastrzeżeniem było to, że matki – jeszcze raz podkreślę: po poprawnym jej poddaniu – rozpoczęły bardzo szybko czerwienie, ale że był to czerw trutowy.

Po długich rozmowach zwykle okazywało się, że przyczyną były trutówki, o których obecności bezpośrednio przed poddaniem matki sztucznie (bądź naturalnie unasienionej – bo takie przypadki też miały miejsce), pszczelarz jeszcze nie wiedział.

Po krótkim czasie, kiedy nowe królowe rozpoczynały czerwienie, wszystko wracało do normy. Bywa również, że pierwsze jaja składane przez oba rodzaje matek to jaja trutowe. Dlatego, żeby mieć pewność, że są one dobrej jakości, należy poczekać i sprawdzić, jaki to będzie czerw. Możemy się o tym przekonać dopiero po jego zasklepieniu.

Jeśli jest regularny i garbaty to znaczy, że matka ma problem, najczęściej jednak jest to piękny czerw pszczeli.

6. Częstym problemem we wrześniu (a nawet w październiku) jest dążenie pszczół do cichej wymiany matek, które poddaliśmy w sezonie pszczelarskim. Stajemy przed dylematem – pozwolić im na tę wymianę czy nie.

Z doświadczenia wiem, że wcześniej czy później matka w takiej rodzinie zginie podczas zimy lub pszczoły ją zlikwidują, dlatego chyba lepiej pozwolić im na tę wymianę. Zwykle we wrześniu są jeszcze trutnie i z pewnością matka się unasieni. Możemy również zastąpić ją inną, tym bardziej że nawet w końcu września hodowcy mają je jeszcze w ofercie (niejednokrotnie tańsze niż w czasie sezonu).

Jeśli tego nie zrobimy, to wiosną w takiej rodzinie pojawią się trutówki, z którymi znacznie trudniej będzie sobie poradzić i zwykle rodzinę trzeba będzie zlikwidować.

Za problemy z matkami, z jakimi się spotykamy w praktyce pszczelarskiej, zwykle obarczamy hodowców – nie zawsze słusznie. Na jakość matek pszczelich wpływ ma wiele czynników. Większość z nich jest nierozerwalnie związana z ich wychowem i unasienianiem, ale są również takie, na które my jako pszczelarze mamy największy wpływ. Matki pszczele bardziej niż pszczoły są narażone na wszelkiego rodzaju infekcje.

Dlatego zawsze powinniśmy dbać o zdrowotność rodzin pszczelich, do których je poddajemy. Są one karmione przez młode robotnice mogące je zakazić np. nosemą. Takie matki gorzej czerwią i są szybciej wymieniane przez pszczoły (wg badań około 50 dni od poddania). To samo może dotyczyć obecności chorób wirusowych w rodzinach.

Jak wiemy, jedną z przyczyn obecności tych patogenów jest pasożyt Varroa destructor. Wskutek obecności dużej liczby tych roztoczy w rodzinie, czerw jest rozstrzelony, ponieważ pszczoły próbują go usunąć. Pszczelarz, nie zdając sobie z tego sprawy, uważa, że to matka jest niepełnowartościowa.

Jeśli dopuścimy do wysokiego stopnia porażenia rodzin przez pasożyta, pojawią się w nich również wirusy, których obecność może mieć wpływ na potencjał produkcyjny matek. Pamiętajmy o tym, że młode zdrowe matki, w zdrowych rodzinach produkują zwarty, solidny czerw a ich rodziny są w stanie zgromadzić więcej miodu i pyłku i gwarantują dobre zimowanie.

Żeby jednak tak było, musimy dbać o dobrostan naszych pszczół i przede wszystkim prawidłowo zwalczać warrozę i dbać o higienę w pasiece.

Dr hab. Małgorzata Bieńkowska
Instytut Ogrodnictwa w Skierniewicach
Zakład Pszczelnictwa w Puławach
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.


 Zamów prenumeratę czasopisma "Pasieka"