fbpx

NEWS:

w wydaniu tradycyjnym (papierowym) strona: 0

Od sportu wyczynowego do zawodowego pszczelarstwa

Z Remigiuszem Dutkowiakiem z Sulęcina, właścicielem 1200-pniowej pasieki, rozmawia Maciej Rysiewicz

Panie Remigiuszu, jak to się stało, że Pan, wielokrotny mistrz, reprezentant i rekordzista Polski w strzelectwie sportowym, absolwent Wydziału Budowy Maszyn Politechniki Poznańskiej i Wydziału Trenerskiego Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu, postanowił zostać pszczelarzem?

alt
Zdjęcia: Rafał Krawczyk i Janusz Pudełko – Może to zabrzmi paradoksalnie, ale właśnie sport wyczynowy doprowadził mnie do rzemiosła pszczelarskiego. Kiedy ukończyłem studia w Poznaniu, utrzymywałem się ze stypendium sportowego i szukałem takiego zawodu, który nie przeszkadzałby w uprawianiu sportu

– a takim wydawało mi się wówczas pszczelarstwo. Działo się to na krótko przed olimpiadą w Moskwie w 1980 r. Brałem wtedy udział w zawodach w Szczecinie i tam poznałem swoją żonę Iwonę, studentkę zootechniki, córkę pszczelarza amatora Mariana Żarkowskiego, właściciela 30 rodzin pszczelich. W domu teścia poznałem najwybitniejszego podówczas pszczelarza poznańskiego Mariana Sikorę, który został moim pierwszym nauczycielem pszczelarskiego fachu. Mając tak wspaniałego opiekuna, nie musiałem kończyć żadnych kursów pszczelarskich.

Wystarczyła praktyka w pasiece i lektura fachowych książek. Własną pasiekę założyłem ostatecznie w 1982 r., przeznaczając na ten cel wszystkie swoje „sportowe” oszczędności. Od początku pszczelarzyłem w ulach wielkopolskich,  w których można było osiągać bardzo dobre wyniki w produkcji mleczka pszczelego. Pierwsze roje dostałem od teścia, a ule zbudowałem sam.

Zacząłem od sześciu rodzin. Pierwszy rok we własnej pasiece był znakomity. Uzyskałem wtedy ponad 40 kg miodu z ula, co bardzo zachęciło mnie do dalszej pracy. Na dodatek okazało się, że Polska na olimpiadę do Los Angeles w 1984 r. nie pojedzie z powodów politycznych, tak więc powoli zacząłem rozstawać się ze sportem wyczynowym.

Jak wyglądał rozwój Pańskiej pasieki?

– Co roku przybywało kilkadziesiąt rodzin. W1986 r. moja pasieka liczyła już około 120 uli. Wtedy też rozpocząłem budowę pracowni pszczelarskiej z prawdziwego zdarzenia. Pozyskiwałem wszystkie produkty pszczele, a dominującymi pożytkami, z których korzystałem, były akacja i siane przez PGR-y rzepaki. Dzisiaj łatwiej trafić na odłogi niż na porządny rzepak, dlatego szukamy innych pożytków. Jest trochę mniszka, lipy, facelii, gryki, mamy wrzos. W 2000 r. wędrowaliśmy z pszczołami na Roztocze i w Beskid Żywiecki w poszukiwaniu spadzi. Pasieka stara się pozyskiwać wszystkie produkty pszczele. Wzeszłym roku zazimowałem ponad 1200 rodzin pszczelich, ale nie wielkość pasieki jest miarą jej nowoczesności. Najważniejsza jest infrastruktura pasieczna, wyposażenie pasieki. A tego naprawdę nie musimy się wstydzić – uważam, że nasza pracownia jest na najwyższym światowym poziomie. Jej budowę wspomagałem kredytem z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, który uzyskałem w 1997 r. Imponujące dwupoziomowe zabudowania– 600 m2, niezbędny osprzęt wykonany ze stali nierdzewnej, chłodnia do przechowywania ramek, żeby nie używać środków chemicznych w pasiece, przechowywanie miodu w idealnych warunkach, w temperaturze od 4 do 10 ŻC. Miód, wirowany w dużej 40-plastrowej miodarce, spływa do specjalnego silosu i stamtąd do beczek albo bezpośrednio z miodarki do słoików. Silos ma pojemność 1400 litrów. Jako jedyne chyba w Polsce gospodarstwo pasieczne skorzystaliśmy w tym roku z funduszy programu Sapard. Z tych środków kupiliśmy m.in. 50 beczek ze stali nierdzewnej.

Co stanowi o sile Pańskiego pszczelarskiego przedsięwzięcia?


zablokowane [...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów

redakcja Pasieki



 Zamów prenumeratę czasopisma "Pasieka"