fbpx

NEWS:

w wydaniu tradycyjnym (papierowym) strona: 0

Henryk Swoboda – pszczelarz, społecznik i pasjonat

Niezwykle aktywny człowiek. Pełnionymi przez siebie funkcjami społecznymi mógłby obdzielić kilkanaście osób i też miałyby się czym pochwalić. Pisałem już w ciągu mojej 23-letniej współpracy z prasą lokalną i regionalną o co najmniej kilkudziesięciu bardzo aktywnych i zasłużonych osobach, ale z ręką na sercu przyznaję, że nie spotkałem jeszcze człowieka, który byłby aż tak wszechstronnie zaangażowany na rzecz swojego środowiska, jak 80-letni (urodzony 10 maja 1933 roku) Henryk Swoboda z Ornontowic.


Pszczelarstwo dla Pana Henryka to pasja na całe życie. (fot. archiwum domowe H. Swoboda)

Gdybym go nie poznał bliżej, to nie uwierzyłbym, że jeden człowiek może mieć tyle pasji i zainteresowań, ale także wszelakich talentów i zdolności. Nie sposób w niniejszym artykule wymienić ich wszystkich, skupię się więc na tych najbardziej istotnych i najciekawszych.

Henryk Swoboda w świadomości społecznej funkcjonuje przede wszystkim jako pszczelarz zasłużony nie tylko dla rodzinnej miejscowości, lecz także dla całego śląskiego pszczelarstwa.

Swoją społeczną aktywność zaczął jednak na innym polu, bowiem już jako 17-latek współzałożył w Ornontowicach sodalicję męską (rozwiązaną w 1957 roku przez ówczesne władze), której był wiceprzewodniczącym.

Potem przez wiele lat chętnie angażował się zarówno w prace porządkowe, jak i remontowe w miejscowym kościele pw. św. Michała oraz w budowę salki parafialnej i mieszkania przy probostwie dla emerytowanego proboszcza ks. kanonika Józefa Bołdy.

Kończąc ten wątek podkreślmy, że pan Henryk był pomysłodawcą i współzałożycielem wraz z ks. proboszczem Janem Śledzioną chóru parafialnego „Jutrzenka” w 1984 roku, któremu prezesował przez dwie kadencje i który prężnie działa do dzisiaj.

Od dziecka kocham muzykę, już w 1938 roku śpiewałem w chórze młodzieżowym, a w latach 50. w chórze mieszanym „Wanda” – mówi. – Mam dużą rozpiętość skali głosu, więc śpiewałem zarówno w tenorach, jak i w basach. Niestety, w listopadzie br. musiałem zaprzestać śpiewania, gdyż stan zdrowia mi na to już nie pozwala – zaznacza.

Wróćmy do największej pasji Henryka Swobody, czyli do pszczelarstwa. – Już od dziecka interesowałem się przyrodą – opowiada. – Sadziłem z zapałem różne drzewka, przeważnie pospolite, ale także owocowe, głównie przy drogach, na nieużytkach itp. i miałem ogromną frajdę obserwować je jak rosną.

Po latach, gdy zacząłem hodować pszczoły, to skoncentrowałem się na sadzeniu drzewek miododajnych, najczęściej lip, akacji czy klonów. Namawiałem też innych hodowców, i to z dobrym skutkiem, by również je sadzili – podkreśla. Dodajmy, że ściśle współpracując z Urzędem Gminy i Leśnictwem Ornontowice pan Henryk posadził mnóstwo drzew miododajnych, głównie akacji i lip, na obrzeżach lasów, zwłaszcza w kierunku Jaśkowic.


Pan Henryk ze statuetkami ks. J. Dzierżona
(fot. archiwum domowe H. Swoboda)

- Pszczoły to cząstka mojej miłości do przyrody, chociaż w najbliższej rodzinie nie było tradycji pszczelarskich – podkreśla. – Będąc jeszcze dzieckiem chodziłem często do sąsiada, Jana Adamczyka, dziadka obecnego kapelana śląskich pszczelarzy ks. Grzegorza Kotyczki.

Pan Adamczyk miał pasiekę liczącą około 20 rodzin pszczelich i bardzo cieszył się z mojego zainteresowania jego hodowlą. Stopniowo wprowadzał mnie w arkana pszczelarstwa, a ja z przyjemnością pomagałem mu w obsłudze uli, w zbiorach i odwirowywaniu miodu. W roku 1952, mając 19 lat, zachęcony przez niego odważyłem się założyć własną hodowlę pszczół.

Wujek Wincenty Hajok podarował mi dwa ule typu Freustein (niemieckie), natomiast dwie rodziny pszczele kupiłem o mojego starszego kolegi Wiktora Szarego – dopowiada. Kilka miesięcy później on dostał powołanie do zasadniczej służby wojskowej, więc przekazał tę niewielką pasiekę swojemu szwagrowi pod opiekę, który jednak zaniechał jej prowadzenia.

W 1957 roku pan Henryk ożenił się z ornontowiczanką Edeltraudą z domu Tomiczek. Rok po ślubie, gdy udało mu się przekonać teściów i sąsiadów do swojego pomysłu, wznowił hodowlę pszczół.

Przywiózł wspomniane dwa swoje ule, a dwie rodziny pszczele kupił od starszego kolegi Zygfryda Kotyczki. - Ponieważ ówczesne pszczoły były złośliwe i żądliły ludzi a także konie i bydło, musiałem niezwłocznie sprowadzić nowe matki pszczele z opolskiego, zwane opolankami – zwierza się. – Po kilku tygodniach pszczoły złagodniały, a w moje ślady poszli inni ornontowiccy hodowcy. W 1962 roku wyprowadziłem się od teściów do nowo wybudowanego domu, gdzie założyłem pasiekę na 20 rodzin pszczelich w ulach typu Ostrowskiej i wielkopolskich.

Sześć lat później wraz z Antonim Wołowczykiem, wówczas skarbnikiem Wojewódzkiego Związku Pszczelarzy w Katowicach, pan Swoboda założył Koło Pszczelarzy w Ornontowicach, którego prezesem był aż przez 29 lat.

Nawiązał od razu kontakt ze znanym hodowcą Józefem Kubeczkiem z Dzięgielowa, by ornontowiczanie mogli od niego sprowadzać matki zarodowe rasy Carnica linii Beskidka, dzięki czemu ich pszczoły stawały się coraz łagodniejsze. Przyczynił się również do rozpropagowania w kole ornontowickim, a następnie w sąsiednich kołach idei sadzenia drzew i krzewów miododajnych (głównie śnieguliczki). W roku 1978 jego pasieka została uznana za reprodukcyjną KT-78 hodowli matek pszczelich i jako taka funkcjonuje do dzisiaj.

- W 1985 roku KWK „Budryk” zajęła teren, na którym znajdowała się też nasza działka z domem i pasieką – kontynuuje – za odszkodowanie od kopalni mogłem wykupić inną działkę oddaloną od poprzedniej o pół kilometra i wybudować na niej nowy dom oraz urządzić nową pasiekę, którą mam do dzisiaj. Liczy ona obecnie 35 rodzin pszczelich rasy Carnica w ulach wielkopolskich. Nadal matki zarodowe sprowadzam z firmy Karl First w Austrii, a następnie wysyłam je do pasieki hodowlanej Marii Gembali w Siedlcach koło Warszawy, która te matki sztucznie unasiennia trutniami i odsyła do mnie. Niektórzy z kolegów hodowców też korzystają z tych matek pszczelich – dopowiada. Henryk Swoboda nadal zajmuje się sam swoją pasieką (żona pomaga mu w prowadzeniu dokumentacji), gdyż nikt z najbliższej rodziny nie wykazuje zainteresowania jego pasją.

– Żywię jeszcze nadzieję, że może któremuś z moich czterech prawnuków będę mógł przekazać tę pasiekę – mówi śmiejąc się.


Od lewej: prezes Z. Binko, Henryk Swoboda
oraz wice prezes Edmund Bryjok.
(fot. archiwum domowe H. Swoboda)

Doceniając wiedzę, doświadczenie i zasługi pana Henryka wybrano go już w 1970 roku do zarządu WZP w Katowicach, skarbnikiem którego został w 1986 roku, a w latach 1993-2001 pełnił funkcję prezesa tegoż WZP.

Był też członkiem sądu koleżeńskiego przy PZP w Warszawie. Obecnie jest prezesem honorowym ŚZP w Katowicach.

– Bardzo cieszę się, że obecny zarząd ŚZP na czele z prezesem Zbigniewem Binko w pełni kontynuuje, a nawet systematycznie rozszerza działalność ośrodka szkoleniowo-hodowlanego „Trutowisko-Murcki” na polanie Hamerla w lasach murckowskich, który ongiś reaktywowałem wespół z lędzinianinem Edmundem Bryjokiem, obecnym wiceprezesem ŚZP – podkreśla.

O pozostałych pasjach, zainteresowaniach, talentach i funkcjach Henryka Swobody ze względu na ograniczone ramy tego artykułu napiszę tylko w telegraficznym skrócie. Od roku 1960, przez 33 lata, był radnym kolejno:

Gromadzkiej i Gminnej Rady Narodowej w Ornontowicach, Gminnej Rady Narodowej w Gierałtowicach (po przyłączeniu Ornontowic do Gierałtowic), a następnie Rady Gminnej w Ornontowicach, w międzyczasie pełniąc m.in. funkcję wiceprzewodniczącego GRN w Ornontowicach.

Od 1963 roku był członkiem Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, a później Polskiego Stronnictwa Ludowego (w tym prezesem Zarządu Gminnego PSL). W latach 1986-2003 sprawował funkcję ławnika, najpierw Sądu Okręgowego w Katowicach, a potem Sądu Okręgowego w Gliwicach.

Działał też społecznie w różnych organizacjach, stowarzyszeniach i klubach: w Związku Harcerstwa Polskiego (1945-1950), w Związku Hodowców Gołębi Pocztowych V-34 w Ornontowicach (1950-1953), którego był współzałożycielem i sekretarzem, w Ochotniczej Straży Pożarnej w Ornontowicach (od 1970 roku prowadził przez wiele lat zebrania sprawozdawcze, był też sekretarzem zarządu),w LZS Ornontowice (w latach 1983-1985 był w nim prezesem), w GKS Gwarek Ornontowice (od 1985 roku był w nim między innymi sekretarzem i prezesem).


Henryk Swoboda w swojej pasiecie.
(fot. archiwum domowe H. Swoboda)

Ponadto w latach 1973-1982 pełnił funkcję przewodniczącego Komitetu Rodzicielskiego przy Zespole Szkół w Ornontowicach, gdzie założył młodzieżowe koło pszczelarskie, a wielu uczniów tej placówki odbywało w jego pasiece praktyki wakacyjne. W latach 70. i 80. był przewodniczącym Społecznej Rady Klubowej w Ornontowicach złożonej z prezesów oraz przewodniczących miejscowych organizacji i stowarzyszeń.

– Bardzo się też cieszę, że teatr amatorski przy Domu Kultury w Ornontowicach, którego byłem głównym organizatorem w latach 70. i reżyserowałem w nim część spektakli, działa nadal i to jak. Obecnie pod nazwą „Naumiony” odnosi sukces za sukcesem – dodaje.

Pan Swoboda kocha też podróże, więc w 1982 roku ukończył dwuletni kurs organizatora turystyki, by organizować wycieczki krajowe i zagraniczne oraz pielgrzymki, głównie dla pszczelarzy i śpiewaków z chóru „Jutrzenka”, ale także dla innych mieszkańców Ornontowic.

 W sierpniu br. zorganizowałem już 90 wycieczkę, tym razem 3-dniową w Bieszczady dla chórzystów - mówi – niestety, po raz ostatni, gdyż siły już nie te – zwierza się. Wśród licznych odznaczeń, medali, pucharów i statuetek najbardziej sobie ceni Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, statuetki ks. Jana Dzierżona od PZS w Warszawie i ŚZP w Katowicach oraz statuetkę „Ornontowickie Bzy”.

Henryk Swoboda jest od 1976 roku na kolejarskiej emeryturze, a od 1996 roku należy do Koła Pszczelarzy w Łaziskach Górnych. Jest on wnukiem Franciszka Swobody, pierwszego naczelnika Gminy Ornontowice po roku 1920 i – jak z powyższego wynika – godnym jego potomkiem.

Mirosław Leszczyk


 Zamów prenumeratę czasopisma "Pasieka"