fbpx

NEWS:

Ergonomia w pasiece

Rok pszczelarski 2017 powoli przechodzi do historii. Był trudny, przede wszystkim ze względu na zmienną i kapryśną pogodę. To, co się udało odwirować, zostanie sprzedane z większym lub mniejszym zyskiem.

Pszczoły zostaną podkarmione, wyleczone, a pszczelarze zatroszczą się o swoje zdrowie – szczególnie o ciężko doświadczane, przy przeglądach i miodobraniu, kręgosłupy.

Pasieka nr 86 (ergonomia-w-pasiece-58)
fot.© Leszek Skurzyński

Zdarzyło mi się parę razy widzieć znajomych pszczelarzy przy wykonywaniu przeglądów czy miodobraniu. Większość z nich, szczególnie przy ulach korpusowych, pracuje podobnie. Chcąc przejrzeć korpus gniazdowy, nadstawkę zdejmują i kładą obok ula – zazwyczaj na ziemi.

W przypadku odstawienia korpusu na ziemię zdarza się, że pszczoły z niego wypadają. Owady, które tam pozostały, zostaną zadeptane lub po bucie rozpoczynają wędrówkę do góry. Wystarczy mała nieszczelność w dole nogawki spodni, aby doszło do użądlenia.

Warto również zwrócić uwagę, że ten sposób pracy przy ulach jest szczególnie groźny dla kręgosłupa. Wielokrotne schylanie się z ciężkim korpusem obciąża nadmiernie kręgosłup, co w konsekwencji wymaga wizyty u specjalisty – rehabilitanta.

Raczej trudno spotkać pszczelarza, który by nie narzekał po sezonie na bóle w plecach. Aby temu zapobiec i jednocześnie ułatwić pracę, skonstruowałem odpowiedni wózek. Wykonanie go nie jest ani kosztowne, ani trudne, a taki sprzęt bardzo ułatwia pracę przy rodzinach pszczelich.

Prawie każdy pszczelarz ma wiele różnych narzędzi i urządzeń, a jeśli ma jeszcze spawarkę lub możliwość pożyczenia jej od znajomych, może taki wózek zrobić sam. Ten, który ja zrobiłem, nie prezentuje się może zbyt okazale, ale wykonany jest z różnych elementów przeznaczonych na złom: rurki, odpady po remoncie instalacji wodociągowej w domu, kątowniki, kółka od starego zniszczonego wózka dziecięcego.

Oczywiście wykonanie wózka wymagało sporo pracy – trzeba było wszystko oczyścić, później odpowiednio poprzycinać i pospawać. Użyłem rurek półcalowych, kątownika giętego niewalcowanego 40 mm. Po kilku latach użytkowania żaden element nie uległ ani pęknięciu, ani nawet małemu odkształceniu.

Pomalowany wyglądał nawet estetycznie, ale po paru latach użytkowania nie prezentuje się już tak okazale. Zresztą nie chodzi o to, aby był ładny, ale by był praktyczny i wygodny w użyciu. Gdyby miał nieco większe kółka, to może byłoby lżej go prowadzić, ale tylko takie udało mi się zdobyć.

Jednak nawet przy pełnym obciążeniu jedna osoba może go bez większego wysiłku prowadzić.

Wózek bardzo dobrze spełnia swoją rolę również przy podkarmianiu pszczół. Postawione na nim pojemniki z syropem o wadze ok. 60 kg również nie powodują żadnych awarii. Teren wokół moich uli i z pracowni do pasieki też nie jest idealnie równy, mimo to w wózku nic się jeszcze nie uszkodziło.

Wiosną zawieszam na nim pojemnik z kratami odgrodowymi i mogę je swobodnie przekładać do uli. Przypuszczam, że niejeden pszczelarz coś by przy nim zmienił lub poprawił, ponieważ każdy ma inną wizję pracy w pasiece.

Ważnym elementem wózka jest hamulec. W mojej konstrukcji wózka jego rolę pełnią przednie nogi, do których podstawy przyspawałem poziomo kątownik skierowany ostrą krawędzią w dół. W przypadku miękkiego gruntu krawędź kątownika wbije się w ziemię i oparcie się o wózek nie przesunie go nawet o centymetr.

Poziomo zamocowany kątownik powoduje, że na przykład po opadach deszczu nogi podpierające wózek z przodu wbiją się w rozmokłą ziemię, ale wózek pozostanie w pozycji poziomej i położony na nim korpus nie zsunie się. Dostosowując wysokość wózka do własnego wzrostu i wysokości uli, można znacząco uniknąć „znęcania” się nad własnym kręgosłupem.

Pasieka nr 86 (ergonomia-w-pasiece-42)
fot.© Leszek Skurzyński

Projektując ten wózek uwzględniłem typ ula i wymiary ramek. W swojej pasiece mam tylko ule wielkopolskie. Wcześniej miałem też warszawskie poszerzane i problem był tylko z zawieszaniem na wózku ramek warszawskich, ale nadstawkę można było swobodnie na nim postawić.

W przypadku uli wielkopolskich, można na nim położyć korpus i swobodnie zawiesić ramki. W dolnej części wózka jest wysuwana płyta pełniąca rolę podłogi. Jeśli nawet z korpusu wypadnie dużo pszczół, można ją wysunąć i zsypać owady przed wylotek lub zostawić je w spokoju, aż same odlecą do ula.

Sklejka, której użyłem jako „podłogi” jest wodoodporna, bo może się zdarzyć, że wyleje się na nią woda czy syrop. Podzieliłem wózek na pewne segmenty, tak aby spełniał wiele funkcji. Jest miejsce na podkurzacz i paliwo do niego, różne uchwyty i pojemniki z narzędziami, które będą pomocne przy wykonywaniu drobnych napraw elementów ula.

W przypadku nagłej awarii nie trzeba biegać do pracowni po jakieś narzędzie, jak to było wcześniej.

Moja pasieka liczy 38 uli korpusowych wielkopolskich i 2 leżaki mieszczące ramki wielkopolskie. Wózek ma wymiary zewnętrzne: wysokość 75 cm, szerokość 65 cm, długość 105 cm, można go więc włożyć prawie do każdego samochodu i przewieźć na inną pasiekę.

Używam go od paru lat i dzięki temu praca przy pszczołach jest lżejsza i przyjemniejsza. Można też w ten sposób zaoszczędzić na wizytach w gabinecie rehabilitacyjnym. Mam nadzieję, że zdjęcie dobrze pokazuje wszystkie elementy istotne przy jego użytkowaniu.

mgr inż. Leszek Skurzyński
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.


 Wydanie tradycyjneZamów prenumeratę czasopisma "Pasieka"