fbpx

NEWS:

Prosty sposób na odymianie

W jednym z poprzednich numerów „Pasieki” (5/2006) pan Janusz Mazurek opisuje swój sposób na odymianie pszczół Apiwarolem, polegający na włożeniu do dennicy wielofunkcyjnej płonącej tabletki. Chciałbym na tych łamach podzielić się z Czytelnikami swoim innym pomysłem na szybkie, skuteczne  i bezpiecznie odymianie pszczół.



fot.© Piotr Sroka
Ja w swojej praktyce stosuję odymianie rodziny pszczelej zasadniczo w dwóch przypadkach: gdy osadzam całkowicie nowy rój i gdy mam w ulu tylko pszczołę lotną, np. przy wymianie matki albo podziale przez nalot. Zaznaczę tylko, że odymianie Apiwarolem nie jest jedyną metodą chemicznego zwalczania warrozy jaką stosuję. Przemiennie w poszczególnych latach stosuję jeszcze paski Bayvarolu oraz kwas szczawiowy. Teoretycznie powinno to zapobiegać wyhodowaniu w mojej pasiece szczepu pasożyta odpornego na konkretne lekarstwo...  I jak na razie nie mam większego problemu z warrozą. To akurat są metody stosowane przez wielu pszczelarzy, więc i nowości w tym nie ma żadnej, ale zamierzam opisać dlaczego „moje” odymianie jest inne...  Zwłaszcza, że nie mam tych, tak teraz wszem i wobec polecanych, a podobno bardzo pomocnych, dennic wielofunkcyjnych (ten etap pszczelarskiej nauki jest chyba jeszcze przede mną...), więc radzę sobie inaczej.


Gospodaruję w klasycznych ulach wielkopolskich wielokorpusowych, w zestawieniu: dennica, korpus, korpus, daszek. Przy odymianiu nie stosuję żadnych mechanicznych czy elektrycznych wiatraczków, nie wsuwam też do ula zapalonej tabletki ze względu na zbyt duże (jak dla mnie) ryzyko zaprószenia ognia w pasiece - moje ule budowane są ze zwykłego, nieimpregnowanego drewna i twardej płyty pilśniowej, daszki mają pokryte papą lub blachą. Po prostu odymiając pszczoły używam zwykłego podkurzacza, który ma wyraźne zwężenie na końcu pokrywy, tzw. kominek oraz „ulepszenie” w postaci wciśniętego na głębokość około 2 cm od górnej krawędzi pojemnika na próchno, sitka z grubej blachy.


Mając całkowicie pusty podkurzacz – otwieram wieczko, trzymając w pęsecie tabletkę Apiwarolu podpalam ją zapalniczką, kładę na sitko i szybko zamykam podkurzacz. Na końcówkę kominka już wcześniej nałożyłem ok. 25-centymetrowy kawałek elastycznego węża gumowego. Po zapaleniu tabletki wprowadzam wąż przez wylot do wnętrza ula i powolnymi ruchami mieszka wpompowuję dym do środka. Biorąc pod uwagę, że mam wyloty w ulach otwarte w większości przypadków na pełną wysokość – wężyk mieści się bez problemów. W razie potrzeby lekko go spłaszczam, żeby zmieścił się w wysokości zmniejszonego wylotu, co dla przepływu dymu i tak nie ma żadnego znaczenia.


Przed wykonaniem zabiegu nie uszczelniam ula w żaden szczególny sposób. Nie zatrzymuję odpływu powietrza do góry ewentualnymi nieszczelnościami między beleczkami, ani nie zamykam wylotu na głucho. Powoduje to, co prawda, szybszą wentylację ula przez pszczoły, ale jednocześnie zapobiega potencjalnie możliwemu zatruciu  pszczół nadmiernie stężonym dymem.


Jednocześnie pilnuję tego, żeby zabieg wykonywać przy zestawionym pełnym korpusie ula wielkopolskiego albo przynajmniej (przy niepełnym korpusie) względnie uszczelnionym poprzez w miarę dopasowane ocieplenie górne. Eliminuje to możliwość zbyt szybkiego uciekania dymu przez szczelinki pomiędzy beleczkami lub wolną od ramek przestrzenią pomiędzy zatworem a ścianą ula. Jednocześnie pszczoły w naturalny sposób, podrażnione dymem, rozprowadzają lekarstwo (niestety, nierównomiernie), poprzez wachlowanie skrzydełkami, po całym wnętrzu ula. Samo usunięcie resztek dymu z ula również następuje w drodze naturalnej wentylacji przez pszczoły. Gdy spojrzy się  na już odymione ule – wyraźnie widać jak z wylotów wypychany jest dym. Sprawia to wrażenie płonących uli.


Ilekroć opowiadałem innym pszczelarzom o tej technice zawsze padało pytanie: po co mi ten wężyk? Przyczyna użycia wężyka (bo przecież można odymiać samym tylko podkurzaczem przystawionym do wylotu) leży w pewnych poczynionych przez mnie obserwacjach. Otóż, gdy pierwszy raz odymiłem pszczoły Apiwarolem i nie użyłem przy tym wężyka – zauważyłem ciekawą rzecz na wkładce dennicowej (ule warszawskie zwykłe) i dennicy (wielkopolskie). Mianowicie największy osyp pasożyta skupiony był w obu przypadkach po najbardziej oddalonych od wylotu narożnikach uli. Proporcja wyglądała mniej więcej tak: na środku, gdzie teoretycznie powinno być najwięcej pszczół – pasożyty leżały pojedynczo i w rozproszeniu, podczas gdy w najdalszych zakątkach uli usypane były skupiska porównywalne do dużych szczypt soli. Wytłumaczyłem wtedy sobie to zjawisko w ten sposób, że po prostu pszczoły odsuwają się od źródła dymu w miejsca o mniejszym jego stężeniu i tam właśnie „gubią” zatrute dymem pasożyty. Dlatego właśnie używam wężyka i odymianie zaczynam od najdalszych partii uli, poruszając wężem od jednej bocznej ściany ula do drugiej i powoli wycofując się w kierunku wylotu. Pszczoły uciekając przed dymem docierają do ściany wylotowej praktycznie równo z wyciąganą (ale wciąż jeszcze dymiącą) końcówką węża, co zmusza je do rozproszenia się i powrotu do tej części ula, w której już znajduje się dym, a która jeszcze nie została przecież przewentylowana.


Od tego czasu zauważyłem, że osyp pasożytów rozłożony jest mniej więcej równomiernie po całym dnie. Prezentowany na zdjęciu wąż jest poprzecznie żebrowany. Utrudnia to, co prawda, jego wprowadzanie do wylotu, ale za to jest on sztywniejszy i łatwiej się nim manewruje we wnętrzu ula – nie zaczepia się o przeszkody na dennicy (jakieś mostki z kitu, itp.).


Na jeden zabieg wykonywany w ten sposób wystarczy około jedna minuta. Biorąc pod uwagę, że mam do obsłużenia pasiekę składającą się z ok. 40 pni – na całkowite wykonanie operacji (licząc łącznie z przygotowaniem się do pracy i posprzątaniem po sobie) potrzebuję nie więcej niż godzinę. Jednocześnie poprzez tak przeprowadzany zabieg chemiczny zupełnie wyeliminowuję ryzyko nawdychania się oparów, gdyż wszystko dzieje się w odległości wyciągniętej ręki i przy zastosowaniu względnie szczelnego sposobu odprowadzania dymu. Na fotografiach prezentuję sitko wewnątrz podkurzacza i założony na kominku wężyk.

Piotr Sroka
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.


 Zamów prenumeratę czasopisma "Pasieka"