fbpx

NEWS:


Powoli szykujmy się do zimy

Nic jeszcze nie przemawia za zbliżaniem się zimy. Lipiec to pełnia lata i nie tylko pszczoły nie wiedzą nic o listopadowych szarugach i styczniowych mrozach. Również pszczelarz nie chciałby jeszcze myśleć o tak dalekiej przyszłości. Przyszłość ta jednak nie jest wcale daleka, to przecież tylko kilka miesięcy, a dla rodziny pszczelej zaledwie dwa pokolenia pszczół.



fot.© Roman Dudzik
Pszczeli czas bowiem płynie inaczej niż nasz. Pędzi jak oszalały w kwietniu, maju i czerwcu, wlecze się w miesiącach późnoletnich i jesiennych. Tak jak czas, tak też zwalnia rozwój rodziny pszczelej i nie możemy liczyć, że będzie on w szybkim tempie postępował w sierpniu, wrześniu i październiku. Dlatego pierwsza część kalendarzowego lata jest ważna dla naszych pszczół i to bynajmniej nie ze względu na zbiory. To dla większości polskich pasiek ostatni moment na przygotowanie siły i struktury zimujących rodzin. Słaba kondycja pszczół w przyszłym sezonie, ich wolny rozwój i przede wszystkim duże straty zimowe są konsekwencją zbyt późnego przygotowania do zimy lub nawet jego braku. Przygotowanie do zimy to bowiem nie tylko jesienne dokarmienie rodzin. To przede wszystkim właściwe kierowanie rozwojem rodzin, już teraz, gdy wydaje się nam, że czasu mamy jeszcze dużo i wszystko my i nasze pszczoły zdążymy zrobić.

Skąd się biorą straty?

Zadania czekające nas teraz, latem, będą konsekwencją przeanalizowania przyczyn prowadzących do niepowodzeń w zimowaniu rodzin oraz w ich wiosennym rozwoju. Każdy pszczelarz, zanim zacznie szukać powodów nieudanej zimowli na zewnątrz, najpierw powinien się zastanowić, czy nie wynika ona z czynników jak najbardziej zawinionych przez niego samego. A w zasadzie jednego czynnika, którym jest zbyt słaba kondycja zimowanych rodzin. Dopiero gdy ten element zostanie poddany wnikliwej analizie i będzie w pełni usprawiedliwiony, należy poszukać innych przyczyn. A tych innych może być mnóstwo. Najczęściej zwykliśmy wymieniać nie-działające leki na warrozę, trujący cukier, wcześniejsze zatrucia środkami chemicznymi, niewłaściwą konstrukcję uli, użycie do ich budowy nieodpowiednich materiałów czy nawet działania osób trzecich.

Jak to robią inni?

Okazuje się, że są między nami pszczelarze, którzy w swoich pasiekach nie notują prawie żadnych strat zimowych lub zdarzają się one sporadycznie i są niewielkie. Jeżeli już coś się wydarzy, przyczyna zaraz jest wyjaśniana. Wtedy okazuje się, że powodem osypania się albo osłabnięcia rodziny była mysz, która się dostała do ula lub brak matki, która z jakiejś przyczyny zaginęła jeszcze w październiku. Przyczyny prozaiczne i zupełnie zrozumiałe, często od pszczelarza niezależne. Nie dokonuje się bowiem przeglądów w listopadzie lub grudniu, by wyeliminować wszelkie zagrożenia, które mogły mieć miejsce już w trakcie zimowli. Taka ingerencja w czasie zimowych miesięcy normalnie zimującym rodzinom mogłaby zaszkodzić, a tym zagrożonym nie zawsze by pomogła. Cóż bowiem zrobić z bezmatkiem w grudniu? Poddać matki nie można, a na łączenie jest już za późno. Za to przy okazji sprawdzania obecności matek we wszystkich rodzinach dokładnie schłodzilibyśmy gniazda, co na pewno na zimowli całej pasieki odbiłoby się niekorzystnie.


Co w takim razie robią ci pszczelarze, by w swoich pasiekach wyeliminować straty? Okazuje się, że nie robią żadnych specjalnych zabiegów, nic, co wykraczało by poza normalną praktykę pszczelarską. Nie stosują nowoczesnych odżywek do uzupełniania zimowych zapasów, używają od lat tego samego sprawdzonego środka przeciwko warrozie, mało tego, z rezerwą podchodzą do nowych modnych linii pszczół, bazując na dobrej Kraince lub jej krzyżówkach. Ich pszczoły są zawsze gotowe do wykorzystania rzepaku, a inne pożytki też nie pozostają w tyle. Zbiór miodu zawsze przewyższa średnią krajową, mimo że pożytki kończą się już w lipcu lub nawet w końcówce czerwca.


Tajemnica tkwi w terminowym wykonywaniu wszystkich prac pasiecznych oraz prawidłowym przygotowaniu rodzin do zimy. A także w unikaniu źle pojętej oszczędności, przede wszystkim na cukrze użytym do karmienia rodzin w okresach bezpożytkowych oraz miodzie, zabieranym po każdym kończącym się pożytku.

Każdy musi jeść

Ogólnie wiadomą rzeczą jest, że najważniejszym czynnikiem wpływającym na właściwą kondycję zwierząt jest ich odpowiednie żywienie. Warunki zoohigieniczne, genetyka, zabezpieczenie przed zakażeniem czynnikami chorobotwórczymi – wszystko to są czynniki istotne, ale nie tak ważne jak właśnie dostatek odpowiedniej jakości pożywienia. Nie inaczej jest z pszczołami. Rodziny korzystające z obfitych pożytków, zarówno nektarowych jak i pyłkowych, rozwijają się znacznie lepiej, nie chorują i nawet mimo nie zawsze posiadania odpowiednich cech użytkowych, charakteryzują się wysoką produkcją. W sytuacji kończącego się pożytku lub wręcz rozpoczęcia okresu bezpożytkowego, co w wielu naszych pasiekach ma miejsce już od początku lipca, pożytek ma zapewnić pszczelarz. Pożytek taki zapewnia się przez karmienie rodzin, które w żadnym wypadku wcześniej nie mogą być głodne.

zablokowane [...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów

Sławomir Trzybiński
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.


 Zamów prenumeratę czasopisma "Pasieka"