fbpx

NEWS:

Jak zorganizować pszczelarskie wędrówki?

Michał Piątek

Sezon pozyskiwania miodu w pełni, a co za tym idzie – pasieki wędrowne zmieniają lokalizację co kilka tygodni. Niby mamy w Polsce przepisy, które regulują zagadnienie przewożenia pszczół, jednak chyba każdy, kto od kilku choćby sezonów wędruje z pszczołami ma już za sobą jakieś negatywne doświadczenia.

Nie chodzi tu nawet o niepotrzebne w mojej ocenie procedury związane z uzyskaniem świadectw zdrowia dla przewożonych pszczół, nieumiejętność wyszukania odpowiedniego miejsca, czy trudności logistyczne. Niestety, coraz częściej dochodzi do konfliktów między pszczelarzami.

Pasieka nr 83 (wedrowki_Zdjecie_8_-laweta.jpg)
fot.© Michał Piątek

W 2016 roku niektóre media, a za nimi wszystkie pszczelarskie fora internetowe obiegła wiadomość o wytruciu kilkudziesięciu rodzin pszczelich w Kłodzku. Wiele wskazywało na to, że pasieki wędrowne przywiezione na plantację gryki zniszczył miejscowy pszczelarz.

Pragnę bezwzględnie podkreślić, że nie widzę żadnego usprawiedliwienia dla zabicia bezbronnych pszczół, które w żaden sposób nie zawiniły. Nie wiem jak to dziś wygląda, ale dawniej policjant, który popełnił przestępstwo karany był często surowiej niż zwykła osoba za ten sam czyn.

Ta sama zasada powinna dotyczyć pszczelarzy. Jeśli to prawda, że sprawcą tak strasznego czynu był pasiecznik, to osoba taka powinna ponieść surowe i dotkliwe konsekwencje.

zablokowane [...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów

Widać nas, nie widać?

Najważniejsza jest informacja, właściwy jej obieg, docieranie z nią do odpowiedniego odbiorcy. Wsłuchując się w rozmowy prowadzone przez pszczelarzy nie mam wątpliwości, że są oni świadomi plonotwórczej roli pszczół. Jej roczną wartość na terenie Polski wyliczono już kilka lat temu na ok. 4 mld zł.

Sęk w tym, że nie ma sensu przekonywać już przekonanych. Winni temu, że okoliczni plantatorzy gatunków owadopylnych nie mają rozeznania co do rozłożenia pasiek w okolicy są przede wszystkim sami pszczelarze. To my powinniśmy przekonać rolników i ogrodników, że być może w warunkach konkretnej uprawy nie ma potrzeby zapraszać do współpracy wędrownych pszczelarzy.

Pasieka nr 83 (wedrowki_IMG_3207.jpg)
fot.© Michał Piątek

Jeśli jednak uznamy, że ze względu na optymalny poziom zapylenia uprawy potrzebne jest więcej rodzin pszczelich niż sami posiadamy, to pomóżmy obliczyć gospodarzowi tę brakującą liczbę. Takie podejście być może sprawi, że z dnia na dzień nie zjawi się w okolicy zbyt wiele pszczół, które przekreślą nasze plany pozyskiwania miodu.

Apeluję jednak o uczciwość i rozsądek. Jeśli przekonamy plantatora, że posiadane przez nas rodziny w liczbie na przykład 0,5 na 1 ha jego plantacji rzepaku są wystarczające, to straci on prawdopodobnie ok. 30% plonu. Po takim doświadczeniu już nam nie zaufa.

W kolejnym roku zatroszczy się raczej o to, by współczynnik napszczelenia plantacji wynosił np. 10 rodzin/ha. Plon rzepaku się podniesie, a że miodu z tego nie będzie? Trudno, w końcu to nie jego problem.

Wykorzystajmy już istniejące narzędzia

Gdyby miejscowi pszczelarze wykazywali więcej aktywności i zaangażowania w kwestii informowania plantatorów o swej obecności i faktycznych potrzebach i uwarunkowaniach zapylania upraw, sytuacja uległaby poprawie. Nie mam jednak wątpliwości, że to wciąż byłoby niewystarczające.

Dlatego należy poszukać doskonalszych niż indywidualne, zorganizowanych rozwiązań. Poza prowadzeniem pasieki i sadu zajmuję się też pracą w prasie sadowniczej, warzywniczej i pszczelarskiej. Średnio dwa trzy razy w tygodniu uczestniczę w szkoleniach czy konferencjach dla ogrodników organizowanych w różnych częściach kraju.

Prelegentami podczas tych sympozjów są przedstawiciele uczelni przyrodniczych, przedstawiciele firm nawozowych, reprezentanci podmiotów oferujących środki ochrony roślin, a także firm nawodnieniowych, maszynowych, przemysłu przetwórczego czy producenci opakowań.

Furorę robią firmy, które do zapylania oferują rodziny trzmiele, jest ich obecnie na polskim rynku już sześć. Na największych sympozjach swe stosika wystawia kilkadziesiąt firm. To niezmiernie przykre, że prawie nigdy nie spotyka się tam pszczelarzy.

Gdy okazjonalnie organizatorzy poproszą mnie o wygłoszenie prelekcji na takiej konferencji, o doradztwo dla plantatorów, to niemal zawsze zadziwia mnie stopień niewiedzy ogrodników w zakresie biologii i funkcjonowania zapylaczy.

Istotna część gospodarzy, którzy pojawiają się na szkoleniach, to specjaliści w dziedzinie sadownictwa. Wypracowują obfite plony, zarówno pod względem ilościowym, jak i jakościowym. Jednak to co dla nas jest tak bardzo ważne – pszczoły – dla nich jest jedynie jednym z bardzo wielu elementów agrotechnicznych prowadzenia gospodarstwa, z pewnością nie najważniejszym.

zablokowane [...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów

Propozycja, aby każde koło PZP czy inna organizacja pszczelarska wyznaczyła osobę do kontaktów z lokalnym ODR-em w sprawie rozlokowania pasiek na terenie powiatu to rozwiązanie, które mogłoby mieć wymiar ogólnokrajowy, ale realizowane byłoby zawsze w wymiarze lokalnym.

Nie wierzę w skuteczność rozwiązań, które można zaproponować w tym względzie na szczeblu centralnym, czy choćby wojewódzkim. Wielkość areałów, warunki konkretnej plantacji, dokładne terminy siewu czy wysadzenia, a co za tym idzie – przewidywalna pora kwitnienia – to wszystko informacje dla pszczelarzy bardzo ważne.

Może je jednak pozyskać wyłącznie od osób, które znają teren. Poza tym jest jeszcze jedna zaleta tego akurat rozwiązania – można je wdrożyć natychmiast. Wypracowanie dogodnej metody współpracy w zakresie informowania plantatorów o obecności stacjonarnych pasiek i w konsekwencji kierowaniu pasiek wędrownych tam, gdzie są faktycznie potrzebne zależałaby więc wyłącznie od pracowników lokalnych ODR i przedstawicieli pszczelarskich organizacji.

Pasieka nr 83 (WhatsApp Image 2017-03-31 at 07.08.27.jpg)
fot.© Jacek Wojciechowski

Kilka słów na zakończenie

Nie tylko nie mam nic przeciwko pasiecznej gospodarce wędrownej, ale uważam, że taka właśnie jest przyszłość pszczelarstwa w Polsce i na całym świecie. Dlatego tak ważne jest, aby podjąć działania zmierzające do polepszenia organizacji tychże wędrówek i zniwelowania płaszczyzn, na których pojawiają się nieporozumienia między pszczelarzami.

Pierwszeństwo w zapylaniu upraw powinni zawsze mieć lokalni pasiecznicy. Niedopuszczalne są sytuacje, w których jeden pszczelarz podwozi drugiemu pszczoły w bezpośrednie sąsiedztwo stałego toczka przepszczelając w rezultacie okolicę i niwecząc szansę na pozyskanie miodu.

Choć pewnie w części niektóre zachowania są złośliwe (ze strony pszczelarzy np. ustawianie pasiek wędrownych na torze lotu pszczół z lokalnych pasieczysk, zaś ze strony ogrodników np. napszczelanie plantacji „na zapas”), to jednak w większości nieporozumienia są efektem niewiedzy.

Plantatorzy rzepaku, gryki czy sadownicy to przedsiębiorcy. Chcą zarabiać, więc rozumieją, że pszczelarze także pracując liczą na wymierne korzyści. Pomagając im zrozumieć jak funkcjonują pszczele rodziny, jakie warunki należy im stworzyć możemy liczyć na wyrozumiałość z ich strony.

Dzięki temu można mieć nadzieję, że nie zaproszą oni do współpracy pszczelarzy więcej niż to faktycznie potrzebne (o ile w ogóle potrzebne) i zatroszczą się o takie rozlokowanie wędrownych pasiek na swoich włościach, które będzie możliwie najlepszym rozwiązaniem dla wszystkich stron.

Michał Piątek
www.pogodnypiatek.pl


 Wydanie tradycyjneZamów prenumeratę czasopisma "Pasieka"